Nasze wakacje w tym roku za specjalnie wakacyjne nie będą. Tak nam się poukładało i w pracy i w pracowni, że szans na jakieś spektakularne i długie urlopy nie ma. Ale za to może będzie okazja by nadrobić w znajomości (czy raczej często nieznajomości) Polski. A natchnęła nas do tego Księga Zachwytów Filipa Springera czyli pozytywny przewodnik po polskiej architekturze.
Jeżeli kojarzycie (a jeżeli nie to begiem marsz nadrabiać!) Springera to wiecie, że nie jest raczej znany z zachwytów nad tym co i jak się buduje w ostatnich latach w Polsce. Wręcz przeciwnie jego kolejne książki i reportaże ostro i zgryźliwie (i z jak najbardziej zasłużonych powodów) piętnują dramaty, facepalmy i po prostu złe architektoniczne wybory współczesnej Polski. Tym razem jednak napisał książkę, która ma pokazać, że możemy się naszą współczesną (czyli powojenną) architekturą też pozachwycać. I metodycznie województwo po województwie pokazuje kolejne ciekawe, czasem wręcz na skalę światową, wyjątkowe i inspirujące budynki. Część z okresu socmodernizmu i modernizmu, część z postmodernistycznych lat 90., sporo też tych najnowszych.
I jak to u Springera nie jest to tylko wycieczka po budynkach ale także świetna analiza tego jak w ostatnich dziesięcioleciach zmieniało nam się społeczeństwo i jego świadomość tego czym jest budynek, jakie powinien pełnić funkcje ale także jak wyglądać. I jest to tym razem opowieść bardzo pozytywna.
Część z tych budowli nie jest zaskakująca: są powszechnie rozpoznawalne, są wręcz symbolami. Część widziałyśmy, znamy ale nigdy na nie nie zwróciłyśmy na nie większej uwagi bo i też o ich historii nie wiedziałyśmy. Ale część to prawdziwe perełki, których odwiedzenie nam się zamarzyło. Szczególnie, że przy okazji była by szansa nadrobić zaległości w znajomości własnego kraju.
Właśnie śladami dobrej architektury z Księgi Zachwytów planujemy w tym roku po podróżować. Bo choć z oficjalnej nazwy mogą nie brzmieć za ciekawie takie budynki jak Kościół pw. Miłosierdzia Bożego w Kaliszu (nieoficjalnie nazywany… „białym Batmanem”), Centrum Edukacji Technologicznej w Kortowie (a był w tym budynku niegdyś i szpital psychiatryczny i stara kotłownia), czy dworzec tramwajowy w Łodzi (zyskał przydomek „stajnia dla jednorożców) to niespodziewanie nabierają nowego uroku.
Springer oczywiście wymienia inwestycje sztandarowe od PKiN i MDM w Warszawie, poprzez Centrum „Manghha” w Krakowie, wrocławską Renomę czy obserwatorium na Śnieżce ale pozwala na nie spojrzeć raz jeszcze i docenić, to że to naprawdę są ciekawe i historycznie znaczące projekty architektoniczne.
Ale najbardziej inspirujące są wymieniane przez niego zapomniane już z lekka małe perełki modernizmu z czasów PRL takie jak kino Kosmos w Szczecinie, dworzec autobusowy w Kielcach czy dom handlowy w Mławie, które udowadniają, że nawet wtedy pojawiała się architektura i wzornictwo (a to jak wiemy w designie nawet dosyć często) ciekawe i taka, której wystarczyłaby sensowna renowacja by zabłysła.
Niestety często jak warszawski SuperSam czy Uniwersam Grochów doczekuje się zburzenia więc póki jeszcze stoi warto zobaczyć i docenić.
Często zresztą trzeba się naprawdę postarać by te małe i większe zachwyty odkryć, bo bywają poukrywane w miejskich gąszczach.
ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode
Na koniec wreszcie jest to też zbiór przykładów naprawdę niezłych, wcale nie koniecznie o ogromnym rozmachu projektów z ostatnich lat. Choć i takie Springer pokazuje i wbrew nazwie książki raczej się nimi nie zachwyca (ale o dziwo i brak zachwytu zachęca by je zobaczyć) – jak Opera Podlaska, warszawski Żagiel czy przebudowany dworzec kolejowy w Poznaniu.
Ale wracając do zachwytów – HT Housebouts w Mielnie, Domki na drzewie w Nałęczowie (na wolne miejsce w nich czatujemy od kilku miesięcy) czy Kaplica w Tarnowie nad Wisłą to wręcz idealne kierunki na wakacyjny oddech. I odkrywanie innej, ciekawej, zaskakującej Polski.
Wasze M.