Z niejednego śmietnika wyciągałaś starego grata, z myślą o tym, żeby go uratować. Niejeden targ staroci zaliczyłaś w poszukiwaniu ciekawych zdobyczy. Czasem wiedziałaś, że trafiłaś na perełkę, a czasem tylko intuicja podpowiadała Ci, że masz do czynienia z dobrym wzornictwem. Właśnie dla takich fascynatów polskiego designu z czasów PRL jest ta książka.
Przyznam, że choć w temacie starych mebli, designu z PRL i wzornictwa mieszkaniowego siedzimy od dobrych kilku lat, to i tak regularnie mam wątpliwości, gdy sama trafiałam na różne zdobycze. Te krzesła, to Agi, czy tylko „agopodobne”, czy to biurko aby na pewno od Puchały, a piękne skorupy zdobyte na pchlim targu pochodzą z huty szkła „Julia” czy „Irena”?
Podobnie jest, gdy uczestnicy warsztatów wpadają do nas z meblami, które kojarzyłam, ale do końca nie byłam pewna z czym. Jak by tego było mało, od jakiegoś czasu zapamiętale zaczęłam skupować stare kolorowe polskie szkło. Piękne, ale będące dla mnie krainą zupełnie nieodkrytą.
Dlatego gdy dowiedziałam się o książce Katarzyny Jasiołek „Asteroid i półkotapczan” traktującej właśnie o polskim wnętrzarskim designie, to wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Na naszym rynku w ostatnim czasie ukazało się kilka takich pozycji, m.in „Dom polski. Meblościanka z pikasami” Małgorzaty Czyńskiej i „Zacznij kochać dizajn” Beaty Bochińskiej. Ale wciąż czułam niedosyt wiedzy.
Książka Jasiołek składa się z 4 głównych części, które dotyczą kolejno:
- rzeczywistości powojennej
- ceramiki
- mebli
- szkła
Atutem tej książki niewątpliwie jest solidna dawka wiedzy o szlagierach polskiego dizajnu, ale też odpowiednie umiejscowienie ich w kontekście historycznym i społecznym.
To co mnie ujęło, to właśnie zwrócenie uwagi na to, że projektanci, których dziś uznajemy za ikony nie funkcjonowaliby w zbiorowej świadomości, gdyby nie system, a właściwie instytucje (takie jak Instytut Wzornictwa Przemysłowego, czy Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, czyli CEPELIA), które wówczas odpowiadały za projekty z zakresu wzornictwa i ich wdrażanie. To oczywiście pewne uproszczenie. Książka Jasiołek opowiada o tym, jak doszło do stworzenia powojennego designu w Polsce znacznie dokładniej.
Przede wszystkim zaś opowiada o ludziach, którzy ten design tworzyli. Na tym tle bardzo ciekawą postacią jest Wanda Telakowska, która z opowieści Jasiołek wyłania się, jako prekursorka „zniesienia podziału sztuki wyższej (czystej) od użytkowej”. Ta wizjonerka nakreśliła już w 1945 roku kierunek, w którym powinna iść polska sztuka (co później bardzo konsekwentnie wdrażała). Co ważne, była tez po prostu bardzo sprawną urzędniczką (przez lata pełniła wysokie funkcje w różnych instytucjach kultury, w tym IWP) i przyjaciółką artystów, którzy w ciężkich czasach, dzięki jej staraniom, mogli wieść przyzwoite życie. Sam Tuwim pisał o niej tak:
Dziewiczego pilnując wieńca,
Obie Wandy nas traktują srogo.
Tamta Wanda nie chciała Niemca,
A ta Wanda nie chce nikogo.
Tamtą Wandę legenda zdobi:
W nurt skoczyła niewinna i cała.
Nasza Wanda niech tego nie robi,
Bo by Wisła szeroko wylała.
Barwnych opowieści i anegdot w tej książce nie brakuje, jedną z moich ulubionych jest ta o nowym pomyśle marketingowym na sprzedaż popiersi Marksa i Engelsa. O co dokładnie chodzi, to już musicie sięgnąć do książki.
Jasiołek, co ważne, sama nie jest historyczką sztuki. Wręcz przeciwnie to dziennikarka do niedawna pisująca o technologiach i mediach. Ale od lat zajmuje się tematyką wzornictwa. I właśnie to, że to jest jej pasja, a nie wykształcenie przebija silnie w książce.
Ale wracając do samego wzornictwa. Po książkę warto sięgnąć, bo skrupulatnie opisuje różnice i charakterystykę poszczególnych hut, fabryk, czy spółdzielni artystycznych. Jasiołek w prosty sposób tłumaczy, jak odróżnić prace różnych projektantów, jakie są ich cechy charakterystyczne. Crème de la crème publikacji jest to, że autorka dotarła do bohaterów, czyli projektantów lub ich bliskich. To z jej książki czyni ciekawe świadectwo tamtych czasów.
I podkreślę to raz jeszcze, wszystko jest osadzone w kontekście historyczno-społecznym. Dzięki temu nie mamy do czynienia z encyklopedią designu. Oczywiście nie uciekniemy tu od dat, miejsc i nazwisk, ale nie jest to nudny podręcznik akademicki. Zamiast tego dostajemy fascynującą historię o tym, czym było nasze polskie wzornictwo przemysłowe, dziś dumnie nazywane designem. A przede wszystkim skąd wziął sie pomysł na tytułowy „półkotapczan”.
Wasza M. Alicja
P.S. Jeśli szukacie ciekawych wydarzeń kulturalnych to polecam też blog Katarzyny Jesiołek: Heliotrop Vintage.
Fotografie do wpisu udostępniła nam Katarzyna Jasiołek.
Zdjęcie komody Artur Kuchno.