Rzadko piszemy Wam o tym, co się dzieje w naszym prywatnym, poza-majsterkowym życiu. Może to dlatego, że najtrudniej pisze się właśnie o sprawach osobistych, zwłaszcza takich, które na samą myśl wywołują ścisk w żołądku i przyprawiają o „wzrusz”, jakich mało. Ale czasem robimy wyjątki, jak choćby wtedy, gdy na świecie pojawił się mój syn Leon.
Teraz znów stanęłam przed wyzwaniem napisania takiego intymnego tekstu. A to za sprawą własnych Rodziców, którzy w czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia zaskoczyli nas tak bardzo, że odebrało nam mowę. Dostałyśmy z siostrą pod choinkę najpiękniejszy prezent, jaki można sobie wymarzyć. Strasznie górnolotnie – pomyślicie pewnie – ale wierzcie mi, ten ton jest uzasadniony, bo dostałyśmy pamiątkę, która w rodzinie pozostanie na lata. I cieszyć się z niej będą nie tylko nasze dzieci, ale pewnie i wnuki.
Wszystko dzięki determinacji mojego taty. Przez przez ponad rok zbierał stare fotografie. Po cichu szukał ich nie tylko w domowych ale i publicznych archiwach. No i w internecie. Własnego ojca o tak sprawne poruszanie się w social mediach nigdy bym nie podejrzewała. Tato skąd Ty te wszystkie współczesne fotki wziąłeś ja się pytam?
Oczywiście nie chodziło o byle jakie fotografie, ale te dotyczące historii naszej rodziny. Tej dalszej i bliższej. Historii zupełnie dawnej i tej całkiem świeżej. Po roku poszukiwań udało się odtworzyć na starych zdjęciach kawał historii.
Wierzcie mi, łzy leciały ciurkiem jak strona po stronie kartkowałam tą rodzinną książkę.
Poznałam ludzi, których choć nigdy nie widziałam osobiście, to są mi bliscy. Nie tylko z powodu więzów krwi, ale też na ciekawe życiowe historie. Kim była babcia Marianna, czy mój syn Leon ma uśmiech po pra-pradziadku Stanisławie czy Franciszku? Kto był dozorcą kamienicy na Chmielnej w Warszawie? I co dziadek Rysiek robił odbudowując Nową Hutę?
Babci i dziadka nie podejrzewałabym o takie romantyczne ujęcia na płotku czy w lesie. Dziś już zamiast sobie spijać z dziobków częściej się przekomarzają, wprawiając nas w dobry humor, bo nikt nie sypie tak ciętych ripost jak ta dwójka!
Bohaterami albumu są nie tylko krewni ale też przyjaciele. Znalazło się miejsce także dla Majsterek.
Ale oprócz samej rodzinnej historii album zawiera ciekawe pod zupełnie innym kątem kadry. Można powiedzieć, że to taki prywatny, ale jakże prawdziwy przegląd polskiej mody i designu na przestrzeni ostatnich kilku dekad.
Są i modne przed dekadami meblościanki i kryształy nie raz wznoszone za zdrowie Wasze i nasze, ale też… przegląd mody. Cioci Ewie cały czas zazdroszczę sukienki, w której szła do komunii! Gdybym tylko miała córkę…. 😉
|
Ciocia Ewa i jej sukienka marzeń.Sporo jest też w tym albumie zdjęć ślubnych, a najstarsze pochodzą z lat 30-tych.
Na fotografiach odnajduję nie tylko ludzi, ale i miejsca, które znam z dzieciństwa. Pochodzę z małego miasteczka i dzięki temu albumowi uzmysłowiłam sobie, jak bardzo na przestrzeni stulecia zmieniło się ono. Stary dom dziadków, który dziś stoi przecież w sercu miasta, 500 metrów od kościoła na zdjęciach jest … otoczony polem.
No i najważniejsze, Leon nie jest Leonem przez przypadek, to imię przewija się w naszej rodzinie już od pokoleń, a teraz przynajmniej mogę policzyć, którym z kolei Leonem będzie mój syn.
A Wy śledzicie losy rodzinne? Może też tworzycie takie własne rodzinne albumy z tradycyjnymi zdjęciami. A może wręcz przeprowadzacie śledztwa w poszukiwaniu korzeni i śladów własnych rodzin?
Mamy w Polsce bardzo pogmatwaną historię, więc czasem może to być karkołomne zadanie. Ale dajcei znać jeżeli chcielibyście podzielić się własnymi sposobami na to by rodzinne losy nie przepadły i przekazać je kolejnym pokoleniom.
Alicja