Dzisiaj chciałam się z Wami czymś podzielić… Nie wiedziałam, że szczęście można zmierzyć! Moje pojawiło się znienacka, zaskoczyło nas wszystkich 3 tygodnie wcześniej 🙂 Ma na imię Leon i mierzy 54 cm, a waży już lekko ponad 3kg 🙂 Najsłodsze 3 kg jakie przyszło mi nosić!
Cała ciążę zniosłam nieźle, ale jakoś ciężko mi było sobie wyobrazić, że TAM na prawdę jest życie i że już lada moment dokona rewolucji w naszej rzeczywistości. Ale od początku… bo ciąża to też niezła historia, a właściwie niezłe historie jakimi mnie od czasu do czasu raczyła rodzina, znajomi i jakie czytałam na forach dla matek! Oj wierzcie mi można zwariować! Przede wszystkim:
- nie jeździj na rowerze! – bo dziecko urodzi się z krzywymi nóżkami
- nie oglądaj telewizji! – bo dziecko będzie miało „jakąś” chorobą, bo wiadomo TV to samo zło 😉
- za obcisłe rzeczy nosisz, za moich czasów szyło się sukienki żeby brzuch zakryć! – bo jak ktoś zauważy że jesteś w ciąży to urok może na dziecko rzucić.
- tradycyjne już: wyśpij się na zapas!- wierzcie mi gdybym mogła zrobiłabym to bez wachania. Mogłabym zasypiać w listopadzie i budzić się w kwietniu. No może z małą przerwą na Boże Narodzenie.
Ciekawym wątkiem były też rady i ogłoszenia na forach internetowych: od sprzedaży opakowania tamponów (bo przecież jestem w ciąży) po kłótnie o rodzaj szpitala, karmienie piersią czy mlekiem modyfikowanym.. Kobieta kobiecie wilkiem….
To tylko niektóre z dobrych rad, których wysłuchiwałam cierpliwie 😉 Kolejna porcja to poród i opowieści około porodowe:
- Mnie przywiązywali do łóżka – Gwoli wyjaśnienia to było ponad 40 lat temu
- Mi musieli dziecko wypychać i żebra przy tym połamali – opowieść dotyczyła porodu sprzed 60 lat.
- „Niech Bóg ma Cię w opiece, żebyś wyszła z tego żywa” – jak się domyślacie to komentarze i rady starszego pokolenia, na nic się zdały tłumaczenia że czasy się trochę zmieniły i statystyki śmiertelności nie wyglądają już tak jak dawniej…
Rówieśnicy głównie doradzali sposób porodu: Tylko cesarka! Większość jak słyszała, że chciałabym rodzić siłami natury pukała się w głowę. A ja po prostu wzięłam sobie do serca to co nam mówili podczas szkoły rodzenia: miałam przygotowaną playlistę, plan porodu, świeczki, zdjęcia etc. Wyobraziłam sobie tą cudowną przemianę, to przejście na drugą stronę, jako coś niemalże mistycznego… Hm… z mistycyzmem niewiele miało to wspólnego, ale fakt jest jeden już na zawsze piosenka Lou Reed’a będzie kojarzyła mi się z przyjściem na świat mojego SYNA 🙂
Fajne były też komentarze, oprócz tradycyjnych: Jaka Ty jesteś duża! O nasz wielorybek przybył! najsłodszym i takim, który na pewno zapamiętam było określenie: Jesteś jak Darth Vader! Odnosiło się to do mojego ciężkiego oddechu w końcówce ciąży i przyznam, że szczerze mnie to rozbawiło. 🙂
O urokach pierwszego tygodnia macierzyństwa napiszę Wam w kolejnym poście, tymczasem zmykam karmić moje SZCZĘŚCIE 🙂
Ściskam mocno
Alicja