Warsztaty to zawsze nowi ludzie, czasem zupełnie zieloni, czasem lepsi od nas. Pełni pasji, pomysłów i ochoty do tego, by się wybrudzić, zmęczyć. Byle by zrobić coś samemu. Prowadzenie warsztatów to też zawsze ciężka praca. Dużo bardziej niż to się może z boku wydawać. Ale to także mocny kop pozytywnej energii…
Ze wszystkich warsztatów, jakie prowadziłyśmy chyba najwięcej takiego emocjonalnego dobra czerpiemy z tych w Pokoju na lato. Atmosfera miejsca udziela się wszystkim.
Środek Woli, tuż przy szerokiej ulicy Towarowej, którą można wybudować w ten sposób, bo po wojnie nie pozostał tu właściwie kamień na kamieniu. Czerwona Wola – nazywana tak jeszcze przed I wojną światową po stłumieniu przez carskie wojska strajku robotników. Niegrzeczna Wola w międzywojniu znana nie tylko jako dzielnica robotnicza (i co ciekawe nowoczesna, z modernistycznymi osiedlami) ale także pełna kozaków, którzy nie pozwalali sobie dmuchać w kaszę. Krwawa Wola, w której podczas Powstania Warszawskiego zabito ponad 50 tysięcy cywilów.
I właśnie tutaj na skarpie z widokiem na nowiutkie, przeszklone biurowce, na tyłach Muzeum Powstania Warszawskiego schowany jest drewniany pawilon. Pawilon, który stał się częścią tego muzeum.
Pawilon to nie byle jaki. Trafisz tu zarówno na koncerty reggae, rocka jak i muzyki poważnej, spotkasz hipsterów z latte, zjesz bezę lub ciasto marchewkowe, zostawisz kwiatka na wakacje w unikatowym hotelu dla roślin albo natkniesz się na majsterkowe warsztaty. Pokój na lato stał się już nieodłączną częścią Muzeum Powstania Warszawskiego. Choć na pozór to inicjatyw od czapy to tak naprawdę świetnie uzupełnia je uzupełnia. Bo w letnich miesiącach uosabia wszystko to, o co latem ’44 walczono. O to, by można było tańczyć i słuchać muzyki takiej jak się chce i wtedy, kiedy się chce, by tracić czas nad kawą, by wyjechać na wakacje, by słuchać wykładów o architekturze miasta, by skrzynki po amunicji zmienić w toaletki, a z betonu robić sobie modne donice.
W ten sposób także czcimy pamięć tych, którym nie dane było tak beztroskie życie, a którzy walczyli by miały na to szansę ich dzieci i wnuki.
Na tych warsztatach nie musimy mówić o historii. Wszyscy ją czują, wszyscy wiedzą świetnie, gdzie się znajdują. I dzięki komu mają taką możliwość. W ciągu dwóch letnich sezonów przewinęło się przez te warsztaty blisko 60 osób. Zobaczcie więc nasze majsterkowe morowe panny (stanowczo jest ich przewaga), nastolatki, studentki, pracownice „korpo”, biznesmenki, prawniczki, architektki, mamy (jedna nawet w ciąży), siostry, ciocie, imprezowiczki, poważne marzycielki…
I naszych chłopaków na schwał (nie za dużo, ale za to z biglem) podobnie jak i dziewczyny czasem pracowników korporacji, a czasem wolnych duchów, czasem po raz pierwszy z piłą w ręku, a kiedy indziej obcykanych z tym całym majsterkowaniem.
Dziś o godzinie 17.00, jak co roku Warszawa się zatrzyma.
Jeżeli jesteście z innych miast wystarczy chwilę pomyśleć o Powstańcach. A najważniejsze, to po prostu na co dzień być morowym i dziarskim.
Wasze M.