Remont kuchni w starym mieszkaniu

Z góry ostrzegamy, to nie jest post dla osób o słabych nerwach. To nie jest metamorfoza, w której zmieniamy kolor ścian, rozkładamy poduszki i wieszamy kilka obrazków. Wręcz przeciwnie remont tej kuchni, to była prawdziwa kampania, której efekty nie bez powodu pokazujemy po półtora roku od zakończenia prac. Musiałyśmy się upewnić, że udało się wygrać nie tylko bitwę ale i całą wojnę.

Są oczywiście takie domy, gdzie głównym wyzwaniem jest dobór kolorów i dodatków. Ale znacznie więcej mieszkań Polaków to nie przytulne gniazdka czy rozległe rezydencje skrojone pod Instagram. Mieszkamy w blokach z wielkiej płyty: niskich, ciasnych, ciemnych. W domkach jednorodzinnych, ale budowanych ze słabych materiałów, często wciąż bez dociągniętej kanalizacji czy centralnego ogrzewania. Wreszcie w starych kamienicach, które niewiele mają wspólnego z tymi eleganckimi mieszkaniami bogatych mieszczan, a bliżej im do tego jak opisywał XIX-wieczną Warszawę Bolesław Prus.
I to takie właśnie mieszkania oraz domy są prawdziwym wyzwaniem. Gdzie można przestrzeń odnowić i zaaranżować w przyjazny sposób, gdzie przysłowiowe cztery ściany będą przytulne i energooszczędne, dobrze ogrzane, z prawidłowo działającą wentylacją.
Dokładnie tak było z mieszkaniem rodziców Sylwii, którego remont częściowo już Wam pokazywałyśmy rok temu. Wstrzymałyśmy się jednak z końcowym efektem kuchni. Wciąż brakowało w niej ostatniego elementu, wisienki na torcie. Chciałyśmy się również upewnić, że podjęte kroki faktycznie zadziałały i uzdrowiły to pomieszczenie.
Po niemalże zakończonych dwóch sezonach grzewczych wiemy, że inwestycja się opłaciła i dzięki nowym zasłonom możemy już pokazać, jak udało nam się uratować to pomieszczenie. I co więcej jak bardzo inwestycja w niej opłaciła się.

Grzyb, wilgoć, zimno…

Rodzice Sylwii mieszkają w przedwojennej kamienicy, której wciąż ani nie podłączono do miejskiej sieci ciepłowniczej, nie ocieplono, ani nawet od lat nie miała naprawionych odpadających zewnętrznych tynków. Jedynym unowocześnieniem z ostatnich lat jest wymiana instalacji gazowej.

Reszta zmian i modernizacji w budynku to dzieło samych mieszkańców. Odmalowali klatkę schodową, urządzili ogródek, nawet zbudowali mały plac zabaw dla dzieci i oczywiście remontują na własną rękę mieszkania. Część zainstalowała własne centralne ogrzewanie oparte na piecach gazowych.
W takie ogrzewanie oraz wymianę wszystkich okien kilkanaście lat temu zainwestowali też rodzice Sylwii. Mieszkanie jest wysokie i bardzo trudno je ogrzać. Niestety dosyć szybko, mimo sporej inwestycji, w kuchni zaczęły się problemy.

Farba ze ścian ciągle łuszczyła się, w rogu mieszkania (jest szczytowe) pojawiały się zacieki, które mimo wielokrotnego osuszania przerodziły się w grzyb. A ten choć skuwany i truty specjalnymi środkami i tak co kilkanaście miesięcy wracał. Zupełnie też nie trzymała się podłoża terakota, która zaczęła pękać już po kilku miesiącach od położenia.

Kuchnia z popękanymi płytkami do remontu

Właśnie kuchnia była podstawowym powodem do generalnego remontu całego mieszkania i ona też od początku była największym wyzwaniem. Wyzwaniem, które jak straszyły kolejne ekipy, może zająć nawet kilka tygodni prac i kosztować tyle, co mieszkanie w mniejszym mieście. Po takich groźbach postanowiłyśmy, że czas mocno doszkolić się w temacie „trudnych” pomieszczeń i najlepsze rady wprowadzić w życie. Oto, jakie kroki zostały podjęte by uratować kuchnię i nie zbankrutować.

Zrywanie, zbijanie, oczyszczanie…

Przy poprzednim remoncie rodzice Sylwii chcąc zaoszczędzić trochę i czasu i pieniędzy, zdecydowli się nie zrywać starej drewnianej podłogi, Trochę zniszczone deski przykryli częściowo wykładziną a częściowo położyli na niej terakotę. Po kilku latach pod wszystkimi warstwami pojawił się taki oto dramat!

Drewniana podłoga w starym bloku do remontu.

Tym razem więc nie było zmiłuj. Wszystko zostało zerwane do gołej cegły i została zrobiona nowa, dobrze wypoziomowana wylewka betonowa. Podobnie zostały potraktowane ściany.  Zbity tynk odsłonił cegły w niezłym stanie, które pozostawiano na kilka dni do wyschnięcia

Remont w starym bloku krok po kroku. Porady, zdjęcia, jak odnowić mieszkanie.

W najtrudniejszym rogu pomieszczeniu zastosowano specjalne środki grzybobójcze, na całą ścianę została położona specjalna folia w płynie, która zapewnia hydroizolację pomieszczenia.
Położono oczywiście nowe tynki. Następnie kuchnię pomalowano farbą ze środkiem grzybobójczym. Ostatnią warstwą była farba do pomieszczeń kuchennych (czyli bardziej odporna na wilgoć) w stonowanej szarości.

Na najbardziej narażoną na wilgoć i zimno z zewnątrz ścianę, trochę jako dodatkową izolację a trochę jako dekoracja poszła ozdobna masa betonowa (TUTAJ pokazywałyśmy już jak wygląda i jak stosować taki produkt). Podłogi, tak w kuchni jak i przedpokoju oraz  w łazience (celem optycznego powiększenia przestrzeni), zostały wyłożone tym samym wzorem gresu. Co ważne, wybrany został produkt nieszkliwiony, o wysokim stopniu mrozoodporności, bo ten ma także wyższą odporność na wilgoć.

Regulacja okien

Problemy z wilgocią i zimnem w kuchni brały się z kilku powodów. Po pierwsze kilka lat temu z budynku w czasie letniej burzy został zerwany fragment dachu. Zanim go naprawiono mury i sufit zdążyły zamoknąć. Poblemem była też niewystarczająca szczelność mieszkania. Co z tego, że zainwestowano w drogi, nowoczesny piec gazowy i zbudowano wewnętrzny system CO, gdy ciepło tzw. mostkami cieplnymi uciekało z pomieszczenia.
Kluczowe więc było ponowne podłączenie grzejników i ich dobra regulacja oraz dobry montaż okien. Choć rachunki za remont rosły i przez chwilę chodziło rodzinie Sylwii po głowie, by tutaj coś zaoszczędzić, to jednak nie popełniono tego błędu. Według wyliczeń kamoanii DOBRY MONTAŻ organizowanej przez Związek Polskie Okna i Drzwi, kwestie montażu okien to około 1 proc. wydatków całej inwestycji. To o wiele mniej niż wydaje się remontującym.
W przypadku naszej kuchni największym „zbrodniarzem” okazał się parapet, który poluzował się i wypuszczał ciepło. Trzeba go było wymienić oraz doregulować okno, które po kilku latach eksploatacji przestało się wystarczająco dobrze zamykać. I tutaj nie było żadnego kombinowania, tylko od razu został wezwany ekspert od montażu stolarki okiennej. Tak jak bez uprawnień elektryka nie zabieramy się za choćby instalację kontaktu, tak i w tej robocie lepiej postawić na sprawdzonego eksperta. Można przykładowo skorzystać z tej wyszukiwarki polecanych monterów.
Jeżeli szukacie więcej informacji o montażu okien, parapetów, drzwi o koniecznie zajrzyjcie na stronę kampanii DOBRY MONTAŻ. Biorą w niej udział producenci stolarki budowlanej oraz chemii wykorzystywanej przy montażu.

Farby na ścianę? Szarość, turkus, drewno

Kuchnia po tych wszystkich pracach okazała się być przestronnym, wcale niemałym (odgruzowanie ze starych mebli sporo zrobiło) pomieszczeniem. 12 metrów okazało się być na tyle pojemne, że z mamą Sylwii wymyśliłyśmy, by wprowadzić w niej dwie strefy: czysto-kuchenną i wypoczynkową. Nie tyle klasyczną jadalnię, co raczej mini salonik, w którym można i coś zjeść, ale także zaprosić gości.
By to się udało tym razem meble kuchenne miały zająć niewielką część pomieszczenia. Trzy szafki stojące i trzy wiszące na jednej ścianie.

Zlew, szafka wisząca, zmywarka, wąska szafeczka na przyprawy, piekarnik (jednak nie w zabudowie, bo przy takiej niewielkiej powierzchni mebli kuchennych uznaliśmy, że może on tylko niepotrzebnie nagrzewać obudowę) i blat do pracy łączący się z lodówką na kolejnej ścianie i fragmencie drugiej.

Owszem trzeba było trochę kombinować z przestrzenią. Np. z powodu otwierającej się szafki na kosz (system szafki narożnej okazał się być za duży) trzeba było zostawić pustą przestrzeń pod blatem. Ale i ona okazała się być bardzo praktyczna: choćby po to by wsunąć pod nią stołeczek, czy postawić zakupy przed rozpakowaniem.

Całość została utrzymana w stylu lekko nawiązującym do lat 60., szczególnie dzięki dużym ozdobnym gresom z geometrycznym wzorem nad ciągiem kuchennym oraz prostym szafkom w naprawdę uroczym kolorze jasnego turkusu.

Oczywiście trochę martwiłyśmy się czy na pewno te meble wystarczą w kuchni do przechowania tych wszystkich garnków, foremek, sitek, pokrywek, które zawsze bierają się w każdej kuchni. Dlatego dodatkowo została zmajstrowana znana Wam szafeczka z resztek starej meblościanki.

Kolorem i kształtem dopasowałyśmy ją do całego wnętrza. Ale zarazem miała już bardziej wypoczynkowy charakter przez co wyznaczyła drugą zęcść pomieszczenia.

Kwiaty wiśni

Do tej drugiej części pomieszczenia trafiła mała szara sofa i stolik kawowy, którego metamorfozę też już Wam kiedyś pokazywałyśmy. Dodatkowo mieści się (ale nie w kadrze) jeszcze lodówka i obok niej większy stół pod ścianą, który gdy zjawią się goście albo pojawia się pomysł wspólnego śniadania jest rozkładany. Spokojnie może przy nim usiąść 5-6 osób.
W kuchennym oknie zawisły rolety dzień/noc, gdyż to pomieszczenie szczególnie latem jest mocno nasłonecznione. Ciągle czegoś tej kuchni brakowało. Nawet gdy pewnego dnia tata Sylwii wpadł z takimi przesłodkimi (i od progu krzyczał „o gustach się nie dyskutuje”) wieszakami, to jednak pomieszczeniu wciąż czegoś brakowało.

Aż wreszcie, jak wisienka na torcie, wpadła nam w oko tkanina w… kwiaty wiśni od CottonBee.
To firma, w której można zamówić sobie wydruk jednego z setek wzorów na kilku rodzajach tkanin. Co więcej nawet wielkość tych wzorów można samodzielnie ustawić na ich stronie.
Tkanina płótno a’la len jest idealna na zasłony (już z niej korzystałyśmy w sypiali Alicji) – nie za ciężka, ładnie się układa, sprawia wrażenie lekkiej, ale w rzeczywistości dobrze chroni przed słońcem. A kwiatowy wzór idealnie dopasował się do nowej kuchni.
I właśnie te zasłonki ostatecznie wykończyły całe wnętrze!

Nadały mu bardziej przytulnego, kobiecego charakteru. Ociepliły szarość i turkus i faktycznie wydzieliły strefę wypoczynkową a zarazem nie stały się ciężkimi zasłonami rodem z sypialni czy salonu.

Aż jest nam ciężko uwierzyć, że z takiego kłopotliwego, nieprzyjaznego pomieszczania udało się stworzyć miły kuchnio-salonik. Taki, w którym faktycznie koncentruje się rodzinne życie.
Nic dziwnego aż się prosi by tam wpadać! I to nie tylko dlatego, że mama Sylwii ma zawsze coś pysznego do zjedzenia.

Pomieszczenie nabrało ciepła, zarówno w dosłownym jak i wizualnym wymiarze. Świetnie się w nim utrzymują rośliny, co także jest dowodem na dobrą wentylację. A co najważniejsze, udało się opanować problem z wilgocią i nawracającym grzybem.

A najlepszym dowodem na to, że tak kompleksowo przeprowadzony remont (całość prac w kuchni zajęła miesiąc) są rachunki za ogrzewanie. Dwa lata temu w czasie sezonu grzewczego, za gaz rodzice  Sylwii płacili około 500 zł  miesięcznie. W ostatnim półroczu rachunki te wyniosły już tylko po 250-300 zł za miesiąc.

Wasze M.

Post powstał przy współpracy z CottonBee i kampanią DOBRY MONTAŻ.

 

0 Udostępnij