Eklektyczny pokój w kawalerce. Salon, sypialnia i gabinet w jednym

Coś nowego, coś starego, coś pożyczonego, coś niebieskiego. Już nie muszę brać ślubu! Moje mieszkanie po remoncie jest niczym strój panny młodej. A przy okazji jest znacznie bardziej praktyczne, bo łączy funkcje salonu, sypialni i gabinetu do pracy. 

Gdy masz ledwie 40 metrów kwadratowych w mieszkaniu, zaczynasz cenić każdy kawałek przestrzeni. Ale nawet tak małe mieszkanie wcale nie oznacza, że trzeba rezygnować z rozwiązań teoretycznie przeznaczonych do większych powierzchni. Wręcz przeciwnie, zastosowanie niektórych z nich może się okazać złotym środkiem do zarządzania miejscem w domu.

Moje malutkie mieszkanko mam już od przeszło dekady. Znam je więc na wylot, znam też doskonale mój własny styl życia i potrzeby. Dlatego remontując je, teraz gruntownie po raz drugi, mogłam do tego podejść na nowo, nie tylko wizualnie ale i funkcjonalnie. Po kilku miesiącach od zmian widzę, jak wiele mi to dało i jak świetnie mieszka mi się w takim otoczeniu.

Już na etapie szukania mieszkania dawno temu, w czasie najgorszej górki mieszkaniowej, wiedziałam, że nie będzie mnie stać na nic szczególnie dużego. Mimo tego, od początku nastawiałam się na jedną ważną cechę mieszkania: zamkniętą kuchnię. To oznaczało jedno: nie zmieszczą się w nim dwa pokoje. Czyli M1 w dawnej nomenklaturze, w nowoczesnej zaś „studio”, bo ten jeden pokój okazał się być naprawdę spory: ma 22 m kwadratowe. Co zrobić z taką przestrzenią? Powiększyć ją!

Garderoba + sypialnia + salon + gabinet

Od razu wiedziałam, co w mieszkaniu zmienię: drzwi! A konkretnie pozbędę się ich. Zarówno tych do kuchni jak i do pokoju. Co więcej, w czasie pierwszego dużego remontu wyburzyłam kawałek ściany miedzy pokojem a przedpokojem, otwierając te pomieszczenia na siebie i tworząc większą, bardziej przestronną przestrzeń.

Miejsca zrobiło się tak dużo, że poważnie zastanawiałam się nad zbudowaniem ściany i przedzieleniem pokoju na dwa tak, by powstała sypialnia. I może bym się zdecydowała na to rozwiązanie, gdyby nie jeden feler: mieszkanie ma okna tylko z jednej strony, tak więc sypialnia byłaby ślepa. A spania w takim miejscu sobie nie wyobrażam.

Zamiast niej została ścianka z karton-gipsu ale oddzielająca malutką przestrzeń na garderobę. To ten kawałek pokoju ukryty za ścianą z czerwoną tapetą. Jak się okazuje nawet w takim małym mieszkaniu można mieć takie swoje mini królestwo. Uwielbiam siebie do dziś za to, że wpadłam na ten genialny pomysł. Dzięki niemu, nie mam w mieszkaniu ani jednej zawalającej przestrzeń szafy, co więcej w garderobie jest też miejsce na pudła z dokumentami, walizki, odkurzacz, deskę do prasowania.

Te wszystkie funkcjonalne rozwiązania powstały 8 lat temu. Od tamtej pory jednak mieszkanie podniszczyło się, kilka pomysłów okazało się być niepraktycznych i oczywiście gust mi się zmienił. Dlatego tegoroczny remont był w ogromnej części naprawiający wpadki sprzed lat.

Jedno się nie zmieniło: metraż i to, że wciąż jeden pokój ma spełniać kilka funkcji. Z naciskiem na to, że muszę wstawić jeszcze do niego biurko. Na tyle dużo pracuję także z domu, że było to konieczne.

Zmiany i nowe funkcje pokoju

Największą zmianą miało być przestawienie funkcji mieszkania w pomieszczeniu. Pierwotnie duży, rozkładany narożnik (czyli i sypialnia i odpoczynek) był pod oknem. Teoretycznie to fajne rozwiązanie, bo budziło mnie słońce, ale z drugiej strony ten bardzo duży mebel zajmował ogromną część pokoju.


Tym razem część wypoczynkową przeniosłam więc pod przeciwległą ścianę, a pod oknem zostawiałam miejsce na biurko, tak bym mogła pracować korzystając tak często, jak się da z naturalnego oświetlenia. W centralnej części  pozostał stół, tyle że przesunęłam go wraz z wisząca lampą ponad metr bliżej okna.


Błędami z pierwszego remontu były podłogi. Panele wyglądały nieźle, ale zostały położone w złą stronę. W kuchni mam gres z wzorem drewna położony w poprzek mieszkania, a panele były wzdłuż. Wymieniając podłogę tym razem poszukałam paneli kolorystycznie i rozmiarowo bardzo zbliżonych do gresu, tak więc teraz tworzą niemal jednolitą strukturę, dodatkowo wizualnie powiększającą przestrzeń.

Wymieniałam też listwy przypodłogowe zamieniając drewniane, które były przyklejone ale wciąż od ścian odpadały na eleganckie, białe z płyty. Nowe mają dobrym systemem montażu na specjalne przykręcane do ściany szyny.

Jak już Wam pokazywałam część pokoju została totalnie odmieniona dzięki kolorowej lamperii. Resztę mieszkania (z małym wyjątkiem ale o tym dalej) zdecydowałam się tym razem pomalować na prosty biały kolor. Na białe wymieniałam też drzwi do łazienki. Nie bez powodu! Wiedziałam, że w nowej wersji mieszkania będzie i tak bardzo dużo kolorów i wzorów, więc biel w tle pozwoli im wszystkim ładnie się zaprezentować.

Odnowione meble

Remont był też okazją do wymiany mebli lub ich odświeżenia. Część oddałam, część jak mój ulubiony kwadratowy regał zostawiłam. Renowacji stanowczo wymagał stół, który podniszczyłyśmy w początkach Majsterek ciągle coś tam na nim robiąc. To żaden zabytek – wręcz przeciwnie to gotowiec kupiony prostu ze sklepu kilka lat temu – ale lubię go, jego kształt, to że jest drewna, że można go rozkładać a więc jest idealny na jakieś większe posiadówki.

Szkoda by więc go nie naprawić. Mimo iż jest spory okazał się być meblem idealnym do odnawiania. Wystarczył żel do usuwania powłok, cyklina i  papier ścierny by cała stara lakierobejca pięknie zeszła. Następnie go zabejcowałam ciemnoorzechową bejcą i zaolejowałam. I od razu lepiej!

Trochę pracy wymagała też biblioteczka, którą już Wam pokazywałam, stare krzesła z PRL , szafeczka nocna którą znajdziecie w przedpokoju pod lustrem i zgrabna szafka ArtDeco. Ona choć odświeżona, to jeszcze nie jest do końca zrobiona. Kiedyś jak ją skończę, pokażemy krok po kroku jak się za taki mebel zabrać.

Z odzysku jest też piękna lampa wisząca nad stołem. Lampa, którą wypatrzyłam kiedyś na imprezie i tak się nią zachwycałam, że właścicielka stwierdziła – E to po babci, nie specjalnie mi się podoba, jak chcesz to ci ją oddam.I oddała. Moim zdaniem nie wie co straciła!

Doszły mi też nowe meble. Przede wszystkim elegancki ciemnozielony narożnik, na nóżkach z opcją rozkładania. Wciąż jest wygodny i spory (tak mogą na nim spać dwie osoby, choć na zdjęciach wydaje się węższy), ale jednak mniejszy niż czerwony staruszek. Więc nie zajmuje aż tak wiele miejsca i pozwolił lepiej zaadaptować całą przestrzeń.

Przede wszystkim jednak w nowym układzie mam miejsce na mini biuro. A w nim niezwykle wygodne, wręcz jak zrobione na wymiar biurko KALBY wraz z dobranym do niego – znowu zielonym ale tym razem z złamanym odcieniu – fotelem UDSBJERG. Oba te meble są z Jysk i po kilku tygodniach ich używania, mogę je naprawdę Wam zarekomendować. Są wygodne, bardzo estetyczne i co ważne naprawdę zgrabne, pasujące nawet do małego mieszkania.

Na biureczku mieści się nawet stara maszyna do pisania, choć oczywiście piszę na znacznie mniej ekscytującym i fotogenicznym laptopie. Ale maszynę kiedyś naprawię i nauczę się jaj obsługi!

Japonia w tle

Wszystkie zmiany były jednak, jak to u mnie, podporządkowane jednemu głównemu tematowi: Japonii. Mam do jej estetyki ogromną słabość. Tak było 8 lat temu podczas poprzedniego remontu (stąd czerwienie, brązy, meble na nóżkach i wzory kwiatów wiśni) tak jest i dzisiaj.

Tym razem jednak chciałam, by japońska stylistyka była w lekko nowocześniejszej formie. Takiej bardziej graficznej, będącej raczej cytatem niż odwzorowaniem. I dlatego centralnym punktem całego remontu stała się specjalnie zamówiona, muralowa tapeta z wzorem żurawi i kwiatów wiśni. Ale bez czerwieni, bez kreski jak z XIX-wiecznych grafik tylko w zimnych zieleniach i granatach, z odrobiną musztardy i mocnym wyrazistym rysunkiem nawiązującym raczej do mang.

Zielona kanapa, poduszki, stolik retro z lat 6-. i tapeta w japońskie wzory - remont Majsterek kawalerki u Syliwii.

Muszę to głośno powiedzieć: jestem zachwycona tym wzorem i uważam, że faktycznie nadał całemu mieszkaniu wyjątkowego charakteru. Jest na tyle mocny, że inne japońskie elementy to już takie drobnostki.

Tapeta w kwiaty wiśni w tle biblioteczki, lekko kiczowata pani Gejsza kupiona za 10 zł na bazarku, laleczka kokeshi przynosząca szczęście, trochę grafik z nawiązaniami do Japonii lub Dalekiego Wschodu, plakat Star Wars z Darthem Vaderem wzorowanym estetycznie na samurajach.

 

KWIATY, PODUCHY, OBRAZY

Reszta metamorfozy to już wisienki na torcie. Ale wisienki, dzięki którym mieszkanie nabrało przytulności. Plakaty i grafiki sprzed lat do których mam słabość, na czele najlepszym prezentem jaki w życiu dostałam czyli pięknym portretem, który kilka lat temu (jeszcze miałam długie włosy) namalowała mi Basia.


Kwiaty tak doniczkowe, jak i cięte w wazonach. Szczególnie kocham te ostatnie, bo z doniczkowymi mam dosyć trudne relacje, oparte niestety na tym, że regularnie je jakoś tak zabijam (dlatego mam teraz nawet kilka sztucznych doniczkowców np. YNGVAR). A jak kwiaty to muszą być do nich wazony, jak to u mnie każdy z innej parafii. Jest kilka staruszków zdobycznych od rodziców i z targów staroci. Jest też kilka zupełnie nowych z Jysk (polecam m.in śliczny zielony ROY). Zielone, niebieskie, brązowe, z wzorami, kryształowe…mam je porozstawiane wszędzie gdzie się tylko da. Kilka pożyczyłam z naszej pracowni. Kiedyś oddam. Obiecuję!

Poduchy i pledy! Tak dobrze poznajecie one także przyleciały z Jysk. Najbardziej kocham te okrągłe, welurowe poduszeczki KUGLEASK. Dobrałam je w odcieniach brudnego różu i granatu, część jest gładka, część ma wzory. Z takimi dodatkami można trochę zaszaleć. Nie potrzebuję jesieni by być jesieniarą! Zawsze jest dobry powód by zagrzebać się pod kocem z kawką i książką.

I jak Wam się podoba moje skromne mieszkanko po wielkich zmianach?

To na pewno jeszcze nie jest ich koniec, bo wciąż czeka mnie remont kuchni, który planuję na wiosnę. A mam na nią chyba jeszcze bardziej szalony wizualnie pomysł! W międzyczasie zaś nie byłabym sobą gdybym nie myślała jeszcze o jakiś drobniejszych pracach. Na ścianach zawiśnie jeszcze więcej różnych cudów (kilka już mam!), szukam też jakiegoś przytulnego dywanu i zastanawiam się co mogę fajnego zrobić z kawałkiem ściany w garderobie, który jest widoczny z pokoju… Jeżeli macie jakieś pomysły to koniecznie dajcie mi znać!

Wasza M. Sylwia

Wpis powstał we współpracy z marką Jysk.

 

0 Udostępnij