Czym zabezpieczyć drewno na zewnątrz, czyli lakierobejca kontra lazura

W końcu mogę Wam się pochwalić kawałkiem swojego małego azylu. Nowy dom i ogród pokazuję Wam „po kawałku”. Powoli zaczynam oswajać i urządzać po swojemu tę nową przestrzeń. Najpierw urządziliśmy pokój dla bliźniaków, gdy zrobiło się ciepło zabrałam się za taras i ogród. 

Ten post planowałam na początek wakacji… Ale, jak to w życiu bywa, los spłatał mi figla i trochę czasu zeszło, zanim udało mi się zabrać za robotę. Kto śledzi nas w mediach społecznościowych, ten widział, jak bardzo za skórę zaleźli mi lekarze. Mogłabym napisać książkę na temat polskiej służby zdrowia. Ale oszczędzę Wam tych historii. Mówiąc krótko, zamiast zajmować się ogrodem i piaskownicą dla dzieci, ogarniałam kolejne szpitale, wizyty u coraz to nowych specjalistów. A do tego jeszcze własny ślub. W połowie sierpnia, gdy sytuacja się trochę uspokoiła i wszystkie emocje opadły, wróciliśmy pełni zapału do działania.

Co miałam w planach?

  • odświeżenie stolika i krzesełka na taras
  • zabezpieczenie piaskownicy
  • odnowienie starej metalowej huśtawki >> napiszę o tym więcej w kolejnym poście
  • zrobienie „pajęczyny” do wspinaczki >>  tu również szykujcie się na osobny post, bo to prosta sprawa, a frajda dla dzieciaków wielka!

Przy okazji tych kilku ogrodowych projektów chciałam też przetestować kilka produktów przeznaczonych do zabezpieczania drewna i mebli na dworze. Przede wszystkim skupiłam się na lazurach i lakierobejcach. Niby to samo, ale nie do końca. Czym się różnią te preparaty, jakie są ich właściwości?

Co to jest lakierobejca?

Tradycyjnie, pierwsze co przychodzi nam na myśl, gdy chcemy odnowić coś na zewnątrz, nasz wzrok kierujemy na półkę z lakierobejcami. To taka zaszłość, chyba jeszcze z poprzedniej epoki, kiedy był to jeden z najpopularniejszych produktów do drewna. Lakier plus bejca, czyli dwa w jednym. Nie trzeba precyzyjnie szlifować powierzchni pod bejcę, a potem jej zabezpieczać lakierem. Za jednym zamachem mamy podbarwione, ale wciąż z widocznymi słojami i zabezpieczone lakierem drewno. Na tą łatwiznę się skusiłam przy odświeżeniu tego oto stolika.

Dostałam go od teściowej, ale miał on juz swoje lata. Poza tym przyznam, że nie jestem fanką jasnych kolorów, więc musiałam coś w nim zmienić. Sprawy nie ułatwiały też plamy widoczne na blacie. Nie miałam czasu dokładnie szlifować tej powłoki do żywego drewna. Wybrałam lakierobejcę Altax w kolorze palisander.

W całej mini-metamorfozie pomagał mi Leon, który rośnie na małego majsterkowicza i zawsze dzielnie nam asystuje przy takich pracach. Niestety nie mam wystarczająco dużo samozaparcia, żeby zabronić małemu artyście zabawy z pędzlami, nie zmusiłam go też do założenia rękawiczek. To błąd, przy lakierobejcy powinnam być bardziej stanowcza. Po pierwsze wybrałam produkt rozpuszczalnikowy, więc ma intensywny zapach. Poza tym ciężko go zmyć. No i powiedzmy sobie szczerze, delikatna skóra dziecka zdecydowanie nie powinna mieć styczności z tak silnym preparatem. Szorowanie plam było jednak niezłą nauczką na przyszłość i jestem przekonana, że następnym razem już nie będzie narzekania, gdy zarządzę malowanie w rękawiczkach.

Efekt był całkiem zadowalający. Oto krótka charakterystyka lakierobejcy:

  • historycznie lakierobejce były rozpuszczalnikowe, na taką też i ja się zdecydowałam. Jeśli i Wam przyjdzie to do głowy to pamiętajcie o porządnym wywietrzeniu pomieszczenia lub po prostu pracy na zewnątrz… no chyba, że chcecie zafundować sobie dodatkowy odlot… Pamiętajcie, że zawsze możecie zdecydować się też na lakierobejce wodne, które zdobywają coraz większą popularność.
  • ich cechą charakterystyczną jest transparentność, z jednej strony podkreślają usłojenie, ale nie nadają się np. na pokrycie szpachlowanych ubytków. Będzie je widać.
  • chronią przed wilgocią i uszkodzeniami, ale pamiętajcie  – lakier to lakier… Lakierobejca jest dosyć twarda i odporna, ale jeśli pojawią się mikrouszkodzenia, to zadziała tu przysłowie „kropla drąży skałę”.
  • lakierobejcę kładziemy na wierzch, jako ostatnią warstwę więc jeśli malujemy nią meble ogrodowe czy płot warto najpierw zadbać o drewno, zabezpieczyć je odpowiednim impregnatem, który zabezpieczy je przed przed grzybami, sinizną, pleśnią czy owadami.

Lakierobejca wydawała mi się najlepszym produktem do szybkiej metamorfozy mebli ogrodowych. Ale już wybór konkretnego produktu nie był taki prosty. Jeśli chcecie świadomie dobrać odpowiedni preparat do Waszych potrzeb musicie uzbroić się w cierpliwość – czytajcie dokładnie etykiety. Część produktów jest polecana tylko do wnętrz.

Co zamiast lakierobejcy?

Gdy naszła nas wena i zaczęliśmy odnawiać piaskownicę oraz huśtawkę w ogrodzie postawiłam na lazurę do drewna. Czyli tak naprawdę lakierobejca, ale nie do końca. Nazwa lazura jest używana głównie w krajach niemieckojęzycznych. To niemalże synonimem lakierobejcy, ale możemy ją stosować przede wszystkim na zewnątrz.  Jak dla mnie to oznaczało oszczędność czau na dodatkowe czytanie opisów na puszkach.

Lazury też oczywiście znajdziecie rozpuszczalnikowe, ale jest to produkt innowacyjny i większość jest już wodorozcieńczalnych. Poza tym co cechuje ten produkt to nowoczesność: wysokiej jakości mikrocząsteczki wnikają w strukturę drewna dodatkowo je zabezpieczając i tworząc elastyczną powłokę.

Fajne jest to, że jedyny dylemat, jaki miałam, to wybór koloru! Do naszych prac ostatecznie wybrałam lazurę Polski Klimat V33 w kolorze czerwony cedr. W oko wpadł mi jeszcze kolor ciemna miedź i grafitowy dąb – na pewno je wykorzystam do kolejnych prac w ogrodzie.

Pierwsza warstwa lazury

Do wyboru tego produktu skusiła mnie łatwość aplikacji. Malować piaskownicę pędzlem przez cały dzień… hm… nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Potrzebuję szybszych rozwiązań. I dlatego wybrałam pistolet natryskowy Wagner 400, z odpowiednią końcówką do preparatów do drewna. No i powiem Wam, że to bajka! Pomalowanie pierwszą warstwą trwało może 30 minut. Niestety brak wprawy, dał o sobie znać i pojawiły się małe zacieki, ale lazura bardzo dobrze się nakładała i druga warstwa pokryła wszystkie nierówności. Najlepsze jest to, że położenie 2 warstw i szlifowanie w międzyczasie zajęło niecałe 4,5h. Wyrobiłam się ze wszystkim, w czasie gdy Leon był w przedszkolu.

A to kila faktów o lazurze:

  • lazura Polski klimat współczesna jest wodorozcieńczalna, co dla mnie jest ważne pod dwoma względami: jest bezpieczna dla dzieci i bardzo łatwo ją zmyć w przypadku zabrudzeń. Dodatkowo czyszczenie pistoletu natryskowego było też bezproblemowe.
  • jak pisze producent jest ona mikroporowata i elastyczna (nie tworzy skorupy jak lakier) dzięki czemu drewno oddycha i pracuje przez cały rok, niezależnie od warunków atmosferycznych;
  • jest odporna na wilgoć i mróz
  • i coś, co mnie też urzekło: możecie wybrać wersję transparentną, gdzie tylko podkreślicie rysunek drewna, ale jeśli nie ma co podkreślać…. możecie wybrać wersję w pełni kryjącą ( Lazura Polski Klimat Kryjąca– sami zobaczcie jakie ma fantastyczne kolory!)

Ja zdecydowałam się na wersję transparentną, ale jeśli chcecie zobaczyć, jak spisuje się wersja w pełni kryjąca to poczytajcie u Oli o metamorfozie domku ogrodowego, albo u Karoliny o tym, jak szybko odnowić stojak na hamak czy u Izy o ekoprzyjęciu przy stole na tarasie.

No, ale żeby nie było tak różowo, to jeśli macie „drewno problematyczne”, czyli takie, które np. pokrywała pleśń, albo jeśli jest to drewno egzotyczne, to też najpierw pamiętajcie o zabezpieczeniu go odpowiednim impregnatem.

Lato już się co prawda kończy, ale w tym roku przynajmniej mam pewność, że akcesoria dla dzieciaków będą odpowiednio zabezpieczone i na wiosnę nie będę miała dylematów czy wpuścić dzieci do piaskownicy i czy nie wyrosną tam żadni nieproszeni goście…

A Wy macie też jakieś takie zaległe prace, wyrzuty sumienia, które kończycie właściwie po sezonie? Czy jednak wszystko idzie jak w zegarku?

Ściskam Was mocno,

Alicja

 

*Post powstał przy współpracy z marką V33.

0 Udostępnij