Naprawdę żałujemy, że nie mamy pełnych nagrań z naszych telewizyjnych szaleństw. Nasze miny przy scenie scenie gdy przykręcamy nóżki do walizy by zrobić z niej stolik i mamy już całość efektownie przekręcić i postawić, gdy okazuje się, że przykręciłyśmy walizę do stolika stolarskiego muszą być niezapomniane. Byłby hit YouTuba, oj byłby! 🙂
Za mocny makijaż, za słaby makijaż, za duży dekolt, za krótka spódnica, nie sprawdzone czy aby na pewno działają wszystkie narzędzia (a znacie przecież prawo Murphego!) i czy w puszcze jest wystarczająco dużo farby, no i oczywiście wiecznie za małe ilości odpowiedniej wielkości wkrętów….
Gdyby zebrać do kupy wszystkie nasze telewizyjne wpadki, pewnie można by z nich stworzyć profesjonalny wideoporadnik pod tytułem „Pierwsze kroki przed kamerą. Czego wystrzegać się na wizji”. Tomasz Kammel mógłby go wyświetlać na swoich szkoleniach z wizerunku i przestrzegać klientów – nie przekrzykujcie się jak przekupy, prostujcie plecy, nie przeklinajcie z mikrofonem wpiętym między cycki….
Na szczęście nasze najbardziej spektakularne fakapy pozostaną w przepastnych archiwach telewizji. A my przez te kilka miesięcy telewizyjnych przygód naprawdę sporo się nauczyłyśmy. Także nie martwcie się – nie musicie płacić Tomkowi fortuny za szkolenie z występów w telewizji – wystarczy, że będziecie regularnie czytać bloga Majsterek, obserwować nas na Facebooku i na Instagramie oraz skorzystacie z naszych porad – jak się nie zbłaźnić na wizji 😉
Po pierwsze, nikt nie nauczy cię lepiej obcowania z kamerą niż chłopaki od sprzętu – kamerzyści, oświetleniowcy czy dźwiękowcy. To zazwyczaj goście z olbrzymim doświadczeniem i wprawnym okiem. Od tego, czy będą mieli chęć i ochotę przyłożyć się do pracy, będzie zależało, jak wypadniesz na wizji. Słuchajcie ich rad, nie kłóćcie się, oni się znają na tej robocie. I pytajcie, pytajcie, pytajcie do znudzenia: jak stawać, jak mówić, gdzie patrzeć.
Ale nie liczcie, że pomogą ci przy twojej robocie. Nigdy nie zapomnimy sceny przy kręceniu odcinka „PrzeTwórców”, gdy próbowałyśmy szybko skręcić przenośny stół stolarski (czas nas gonił), a wokół nas siedziało trzech panów i komentowali z uśmiechem: Jak miło popatrzeć na pracujące kobiety.
Albo innej ekipy która wolała stać i palić papierosy gdy my taszczyłyśmy tony sprzętów i materiałów do nagrania. Na nasze spojrzenia, wyraźnie mówiące „Kurde no, może by który pomógł” udawali, że nie kumają o co chodzi.
Żaden nie ruszył palcem, by nam pomóc. Ehhhh, ci chłopcy z telewizji.
Lepiej zabrać własnych, do pomocy 🙂
Nie zadręczajcie się zanadto swoim wyglądem. To prawda, że kamera dodaje kilka kilogramów (zapewniamy Was, że na żywo wyglądamy smuklej 🙂 ), ale nie musicie od razu iść na dietę i spędzić kilku godzin na poprawianiu urody. W telewizyjnych studiach zazwyczaj można się w oddać w ręce fryzjera i makijażystki (albo makijażysty, bo w TVP2 natknęłyśmy się też na uroczego pana).
Gorzej z materiałami w terenie – tam często jest się zdanym na siebie – własny puder, szminka i szczotka – mile widziane.
Wbrew pozorom, to nie występy na żywo w „Pytaniu na śniadanie” , były najtrudniejsze i najbardziej „wpadkogenne”. Owszem zdarzyło nam się kląć pod nosem, gdy poparzyłyśmy paluchy klejem na gorąco czy wylałyśmy puszkę czarnej farby tablicowej wprost na stół i ręce (uratowała nas pani makijażystka i jej zapas zmywacza do paznokci, który idealnie usunął wszystkie ślady). – ale zawsze robiłyśmy to uśmiechem, bo wiadomo, nie można psuć show. O wiele bardziej kształcąca były wyjazdowe materiały. Jak chociażby ten, który nakręciłyśmy ostatnio nieopodal Siedlec>>>>
Zrobiłyśmy tam skrzynkę na zabawki małemu Mateuszowi i pomagałyśmy ocieplić kącik w podpiwniczeniu nowego domu. No właśnie, to było prawdziwym zaskoczeniem. Z telewizja umawiałyśmy się na jeden mebel plus coś drobnego do łazienki. I dopiero na miejscu, gdzieś na wsi okazało się, że łazienka to raczej WC jest zupełnie nie urządzone, ma być bardzo robocze, połączona z kuchnią w piwnicy i żadne nawet najfajniejsze lustro, zestaw domowych świeczek, czy cotton balls nie wystarczą. Co więcej przez kuchnię szła przy podłodze naprawdę nie estetyczna rura. I nagle słyszymy od ekipy: zróbcie coś by to ukryć.
Jasne. Zróbcie. Mamy jakieś 5-6 na nagrania i to udające dwa dni więc trzeba się co i raz przebierać, wykonanie umówionego mebelka do dziecięcego pokoju i jeszcze teraz to…
Ale grunt to nie denerwować się. Do Siedlec było 10 km a więc szybka przejażdżka na lokalny bazar i jeszcze szybsze zakupy: dwie skrzynki po owocach, kilka fajnych słoików, dynia, już lekko jesienne kwiaty (niestety ziół nie było) i jakoś dałyśmy radę.
Właśnie podczas takich nagrań poszerzyłyśmy nasz „słownik” o kilka specjalistycznych terminów. Wiecie, kto to „kiwacz”? Nie, to nie jest zawodnik piłki nożnej, który „kiwa” innych w drodze do bramki. To osoba, która stoi przed nagrywanym bohaterem i udaje, że go słucha – kiwa głową, ale nic nie mówi, bo to wypowiedź bohatera mają tu znaczenie. Reszta, która słucha, nie gada tylko grzecznie stoii też ma swoją uroczą nazwę – to „niemoty”.
Kiwaczem może być chociażby reporter – zwłaszcza przy nagrywaniu tak zwanej „setki”. „Setka” to zdanie lub dwa wypowiadane do kamery przez jedną osobą – krótkie, zwięzłe, często z pointą. Reporterzy chcą zazwyczaj, by to nagrywać bez cięć – nie zanudzajcie więc przy długim komentarzem, nie „mhmmmmmuczcie”, nie „przeeeeerywajcie” i w żadnym razie nie ma mowy o czytaniu z kartki albo nauce na pamięć. Mówcie płynnie, energicznie, jak Julka, która opowiadała o nas w „Panoramie” TVP2:
Przy odrobinie starań można też ukryć drobne błędy, co w telewizyjnym majsterkowaniu ma swoje plusy. Przyznamy się wam bez bicia, że było kilka wpadek. W >>>> zielniku z drabiny początkowo za półki miała robić sklejka. Ale no cóż nie przewidziałyśmy, ze będzie za cienka i zacznie się wyginać. Cudem miałyśmy przy sobie jeszcze płytę MDF i to w dokładnie takiej ilości, że starczyło na trzy półeczki.
Także ze skrzyneczką dla Mateusza miałyśmy problemy, których nie było widać na wizji. Majsterka Basia, jak zwykle bujała z głową w chmurach i kupiła zdekompletowane kółka – jedno było wyraźnie mniejsze od pozostałych, więc trzeba było „sztukować” drewnem, tak by skrzynka się nie wywracała. O za długich wkrętach nie wspomnimy… Ale pomimo przeciwności i ekipy, która zniecierpliwiona spoglądała na zegarek, dzięki wsparciu taty Mateusza, skrzynkę zrobić na czas się udało. I wyszła całkiem fajna, a na pewno dzieciak był z niej zadowolony a o to głównie chodzi.
W przypadku tego właśnie materiału problemem był też sponsor nagrania… Nie będziemy wam opowiadać o tym, do czego służy pomporozdrabniacz, ale montowania tej machiny nawet najdzielniejsza majsterka chyba bałaby się podjąć.
Ale niech naszym komentarzem do tego materiału będzie sesja z nietypowym giftem przywiezionym z Majorki. Wyobraźcie sobie, ze takie „słodkie” kible z lizakami produkują w Polsce. Serio! Na papierku, dołączonym do tego arcyszalonego lizaka było napisane jak wół: Made in Poland.
PS. Oranżadka była kwaśna jak kilo dziwnych, chemicznych cytryn, ale i tak nie mogłyśmy sie oprzeć.