#TrzypoTrzy: Prezenty na Mikołajki

Macie wśród bliskich taki dziwny typ, co to go antropolodzy pewnie kiedyś opiszą, jako „feminimus majsterxus„?

Jeżeli tak, to zapewne dopada Was ten sam problem: co jej kupić na święta, by się nie zbłaźnić? By nie wyszło, że z niej babo-chłopa robicie, albo by nie kupić piątej do kolekcji wiertarki, co sprzedawca obiecywał, że wyjątkowa ale jednak okazuje się jak wszystkie inne wiertarki. I by jeszcze było pomysłowo i może jednak nie za drogo.
I tu wchodzimy my całe na biało z idealnym dla Was poradnikiem prezentowym. Mamy praktyczne i trochę romantyczne podpowiedzi.

Oczywiście wiadoma sprawa: w tym roku najlepszym prezentem jest nasza książka. Nie ma to tamto, trzeba kupić i powspierać nas trochę, szczególnie że to nasza –  dosłownie – krwawica. Jest dostępna i w stacjonarnych Empikach i w sklepach ineternetowych, więc lepiej się pospieszcie zanim zniknie z półek.
Dla tych, co już ją jednak kupili mamy nasze tradycyjne #TrzyPoTrzy, czyli aż 9 pomysłów na majster-podarki.

Alicja

Jak każda kobieta lubię czuć się rozpieszczana, więc wszelkiego typu błyskotki i gadżety sprawiają mi mnóstwo frajdy. Ale nie tylko… lubię prezenty praktyczne, takie, które rzeczywiście ułatwiają życie i są później wykorzystywane. Szczególnie jeśli chodzi o majsterkowanie, bo ze wszystkimi wałkami, garnkami, itp. trzymajcie się ode mnie z daleka!

Ubrania dla prawdziwych fachowców

Czy wiecie, ile par spodni, sukienek, bluzek zapaćkałam tak farbą, że nie szło tego później doprać? Szczerze przestałam liczyć, ale na pewno poszło z dymem kilkaset złotych. Dlatego od niedawna zwracam uwagę na ciuchy robocze. Nie szkodzi, że nie wygląda się w nich jak milion dolarów, ale są wygodne, praktyczne i nie trzeba ich prać za każdym razem. Idealnie wpasowuje mi się tu oferta Snikers Workwear.

 

Rękawice – test odzieży roboczej dla majsterkujących dziewczyn

 

Bardzo wygodne (wierzcie przetestowałam w różnych sytuacjach). Mało tego są w kobiecych rozmiarach, co jest dużym atutem. Co prawda konia z rzędem temu, kto potrafi szybko i precyzyjnie dobrać spodnie, bo system miar jest dosyć skomplikowany, ale finalnie leżą jak ulał. Jeśli nie chcecie ryzykować zawsze można majsterkującej babeczce podarować fajną bluzkę czy rękawiczki.

Krem do rąk

Jednym z wielu mitów na temat majsterkowania jest to, że po takich pracach ma się strasznie zaniedbane ręce. Fakt, praca z drewnem, wiórami, częste mycie wysusza skórę, ale nie widzę jakiejś specjalnej różnicy w porównaniu do codziennych prac domowych. Żeby mieć zadbane dłonie ważna jest systematyczność, dlatego zawsze mam w torebce dobry krem do rąk. W sezonie jesienno-zimowym, i cały rok przy majsterkowaniu przydają się kremy z jak najmniejszą zawartością wody, bardziej natłuszczające. Moim niedawnym odkryciem jest krem do rąk polskiego producenta firmy Arkana, krem z zawartością oleju konopnego i makowego. O wartościach odżywczych oleju konopnego słyszałam już od dawna, kiedyś nawet kupiłam go jako świetny dodatek do sałatek. Niestety smakował okropnie, więc wykorzystywałyśmy go do olejowania drewna (daje lekko zielonkawe zabarwienie). Natomiast w kremie do rąk ma zbawienne właściwości: wzmacnia naturalną odporność skóry, rozjaśnia, pomaga utrzymać właściwy poziom nawilżenia.

Kuferek na narzędzia

Zawsze zazdrościłam dziewczynom, które zajmowały się urodą fajnych kufrów i kuferków do przewożenia kosmetyków. Co prawda taki kufer  „ąę” nie sprawdzi przy majsterkowaniu, ale warto zainwestować, w odpowiednią skrzynkę narzędziową, która pomoże nam ogarnąć całe  zamieszanie.

Dla nas stał się to swoisty must have odkąd prowadzimy spotkania i warsztaty wyjazdowe, a i na co dzień w pracowni dużo łatwiej znaleźć niezbędny sprzęt bo wiemy, że musimy odłożyć go na miejsce. I ile nerwów zaoszczędzonych!

Sylwia

Sa na pewno majsterki, co szycie na maszynie mają w małym palcu. Ale są i takie jak ja, które gdy przyszyją jeden guzik w płaszczu, to kolejny im odpada następnego dnia, wiec ciągle chodzą romantycznie porozpinane. Co nie znaczy, że i nam nie marzy się, by wreszcie poznać tajniki samodzielnego szycia.

Szycie dla opornych

Zarówno dla profesjonalistów jak i totalnych amatorów są na rynku dostępne dwie książki: O SzyciuJak szyć sukienki i spódnice Janka Leśniaka. (TUTAJ jest jego blog, koniecznie zajrzyjcie, bo znajdziecie tu mnóstwo profesjonalnych porad i bardzo ciekawych inspiracji!).

Leśniak prowadzi za rękę nawet początkujących, pokazuje proste i klasyczne wykroje na bazie których można uszyć prawie wszystko. Ale przede wszystkim moje ukochane sukienki.

Kawaii z ostrzem

Od lat mam japozajawke. Mangi i anime, Marukami, Kurosawa, japońska stylistyka, teatr, grafiki i oczywiście tatuaż z sakurą na karku. Było więc oczywiste, że gdy pierwszy raz chwyciłam do ręki japońską piłę to zapałałam do niej miłością.

Bo to naprawde idealne narzędzie dla kobiety. Lekkie, o niewielkim trzonku dopasowanym do mniejszych dłoni, wymagające raczej techniki niż siły bo tnie się nią ciągnąc. Na pierwszy rzut oka taka piła w wersji kawaii (czyli sweetaśna) ale zapewniam nie można jej nie doceniać. Ostra i precyzyjna. Jest o wiele prostsza w obsłudze niżby się mogło wydawać.

Co więcej świetnie nadaje sie także do ciecia w poprzek drewna. Którego typu takiej piły: ryoba (czyli dwustronnej do twardego i miękkiego drewna), kataba (jednostronnej giętkiej) czy dozuki (jednostronnej ze wzmocnionym grzbietem) nie podarujecie to na pewno wzbudzi zachwyty.

Ręce do góry!

Polska to nie Dziki Zachód, ale przyznajcie się, pewnie nie raz w dzieciństwie bawiliście się w Kowbojów i Indian. Dla wszystkich fanek coltów wyciagnych w ułamku sekundy z kabury jest teraz idealny prezent. To elegancka, wykonana ze skóry kabura na wiertarki od polskiej manufaktury Leszner.

Kabura dla mjsterki

Producent zapewnia, że jest tak zaprojektowana, że będzie pasowała pod większość wkrętarek i wiertarek. Co więcej pasek do jej zawieszenia jest tak skonstruowany, że można go zapąić i odpiąć jedną reką a to patent właśnie z kabur na broń z początku XX wieku!
A więc 1,2,3… kto pierwszy wyciągnie wiertarę!

Basia

W majsterkowym składzie to najczęściej ja reaguję parsknięciem, gdy dziewczyny proponują błyszczące elementy wykończenia projektów, albo złote dodatki. Zawsze odpowiadam, że kicz, barok i lepiej zrobić wszystko na szaro. Ale chyba się starzeję. Albo wpływ pozostałych majsterek jest zbyt duży, abym mogła się mu oprzeć 😉

Złoto mi…

W dzisiejszej, świątecznej „polecajce” z pomysłami na prezenty na Boże Narodzenie albo na Mikołajki wrzucam więc olejowy marker i metaliczny wosk w kolorze złota. Idealne dla domorosłych renowatorów. Złotym markerem można malować właściwie po dowolnej powierzchni – na drewnie surowym, jak i lakierowanym. Markery mają różne odcienie i grubości. No i są trwałe. Raz namalowanych gwiazdek, geometrycznych wzorów, choinek i innych wytworów waszej natchnionej Świętami wyobraźni łatwo się nie pozbędziecie 😉

Druga propozycja z kategorii „złoto mi”, to uniwersalny wosk od Autentico, producenta farb kredowych, który pozwala uzyskać naprawdę świetne efekty. Sprawdzi się przy patynowaniu ram, jak i woskowaniu drewnianych mebli. Co więcej, można go stosować nie tylko do zabezpieczania drewna ale także ozdabiania ścian.

 

Złoty wosk od Autentico

Zrobiony na bazie wosku pszczelego oraz wosku carnauba, który jest stosowany do konserwacji dzieł sztuki nada meblom lśniące i satynowe w dotyku wykończenie. Na ścianach pozostawi metaliczną, złotą poświatę. To jest prezent dla zaawansowanej fanki renowacji mebli, która już przerobiła parę technik i chce eksperymentować dalej. A do tego ma dystans do swojej pasji i na widok wosku zapakowanego w prezencie nie zareaguje westchnieniem: to chyba nie jest aluzja? 😉

Fartuch rzemieślniczy

W końcu na polskim rynku można kupić fajny, przemyślany i dobrze zaprojektowany fartuch dla majsterki. Taki z regulowanymi paskami i kilkoma kieszeniami o różnej głębokości. Nawet nie wiecie, jaki z dobraniem odpowiedniego fartucha miałyśmy problem. Kuchennych w sklepach jest w bród, a majsterkowych tyle co kot napłakał. W pracowni mamy trzy fartuchy, którymi obdarował nas Dworzec Centralny, przy okazji warsztatów z renowacji, jakie tam prowadziłyśmy (relację znajdziecie TUTAJ >>>). Ale to był projekt robiony na specjalne zamówienie. Służą nam do dziś bardzo dzielnie, choć coraz rzadziej pokazujemy je światu, bo są już nieźle u…paćkane.

Fartuch rzemieślniczy dla majsterkowiczki

 

Planowałyśmy nawet zaprojektować i uszyć swoje fartuchu, ale Gosia z bloga Odnawialnia, nas ubiegła. Właśnie ruszyła ze sprzedażą swojego fartucha, który Wam gorąco polecamy. Idealnie sprawdzi się na prezent.

Niekoniecznie o majsterkowaniu…

Miało być „majsterkowo”, ale nie mogłam się powstrzymać przed wyjściem poza konwencję. Zawsze uważam, że zamiast kupować rzeczy materialne lepiej robić prezenty, które zamienią się w miłe wspomnienia.

To będzie bardzo osobista rekomendacja. Dotyczy bowiem jedynej artystki, której jestem wierna od ćwierć wieku. Z autorytetami, a szczególnie, jeśli chodzi o muzyczne obszary, mam problem. Owszem, lubię sobie, jak każdy statystyczny Polak, popłynąć na sentymentalnej nucie i posłuchać „tego, co już znam”, ale z reguły wolę wyruszać na nieznane wody, skakać między gatunkami, szukać nowych nutek.

Do Kaśki Nosowskiej wracam jednak bez zażenowania. Nie tylko dlatego, że w warstwie muzycznej „Hey” i Nosowska eksperymentowali, nie zatrzymali się na etapie gitarowych riffów, robili wycieczki w stronę electro czy trip-hopu. Dzięki temu nie mam refleksji typu: „Serio, tego słuchałaś, będąc gówniarą? Obciach!”.

Przy jej muzyce i tekstach dorastałam – nuciłam pod nosem, jak byłam zakochana, albo gdy zżerała mnie zazdrość. Intymne, kobiece, ironiczne, mądre ale też defetystyczne teksty wracają do mnie jak bumerang. Pseudodepresja Kaśki mnie nie razi, jej ironia bawi, a autentyzm i nieśmiałość na scenie za każdym razem rozczulają.

Hy - plakat "fayrant tour"

 

Ale dobra, koniec tej wazeliny, bo w tych ochach i achach nie jestem obiektywna. Dam się jednak pokroić piłą japońską, że większość dziewczyn, które zbliżają się do 30. albo już „trojkę” i kolejne cyfry mają z przodu, bez względu na to czy majsterkują czy nie, Nosowską kojarzą. I nawet jeśli wobec „Heya” mają zastrzeżenia, to na koncert „Fayrant tour”, na zakończenie 25-letniej kariery zespołu z chęcią się wybiorą.

Bilety jeszcze można kupić, ale szybko znikają, więc śpieszcie się z prezentem. W sam raz na Mikołajki, bo trasa kończy się w 14 grudnia. Jeśli się nie załapiecie, to można też postawić na płytę „CDN” z hitami Hey w nowych aranżacjach. Ale kto dziś jeszcze słucha płyt…?

 

*Otwarciowa fotografia od Mustbetheplace.

0 Udostępnij