O remoncie pracowni to już niemalże trylogię mogłybyśmy napisać 😉 Jak się pozbyć starej farby, jak zagruntować ściany, ile schodzi z budową antresoli i tak dalej i tak dalej…. Ale na deser w naszych przygodach remontowych zostawiłyśmy sobie kuchnię. Miała ona spełniać dwie podstawowe funkcje mini kącika socjalnego z kawą i herbatą, ale też potrzebowałyśmy roboczego miejsca, do czyszczenia naszych narzędzi malarskich.
Po samym remoncie kieszenie były już puste, a i w wynajmowany lokal, smagany politycznymi rozgrywkami nie chciałyśmy inwestować fortuny. Więc wyruszyłyśmy na łowy! 5 kobiet i 5 koncepcji: oj wierzcie nam, działo się 😉 Na korzyść tego „projektu działał” DEADLINE, kuchnia musiała być gotowa na otwarcie Kobiecej Pracowni Rzemieślniczej.
Podeszłyśmy do tego metodycznie. Żeby było TANIO: zamówiłyśmy szafki i zlew z wyprzedaży. Udało nam się zdobyć nawet dwie takie same szafki, co prawda obie przygotowane do montażu zlewu, ale co tam, Majsterki dadzą radę 😉 Podobnie było ze zlewem i blatem, były to po prostu końcówki kolekcji, sporo przecenione. Żeby było SZYBKO: wszystko zamawiałyśmy przez internet i z dostawą bezpośrednio do lokalu.

No, ale co zrobić z całym tym sprzętem i jak się z nim uporać, gdy już do nas trafił? To była prawdziwa lekcja pokory i domowego majsterkowania. Dzięki temu projektowi już wiemy, że w sytuacjach stresowych potrafimy współdziałać tak, żeby osiągnąć zamierzony cel! Możemy sobie teraz jak harcerki przypinać odpowiednie piny, jakie umiejętności zdobyłyśmy:
- skręcanie szafek bez instrukcji obsługi – zaliczone! Mało tego, dodałyśmy do tego jeden designerski element: ceramiczne gałki, które zdobyłyśmy na jednym z wyjazdów służbowych.
- silikonowanie – to zawsze nam się wydawało jakimś magicznym procesem, więc dla bezpieczeństwa wybrałyśmy silikon Den Braven bezbarwny. To tak, żeby nie było widać ewentualnych niedociągnięć 😉 Wilk okazał się nie taki straszny, byłyśmy całkiem dokładne i możemy spać spokojnie, że nam nic nie zaleje.
- mocowanie blatu do szafki pod zlew 😉 Tak, tak wiemy jak to brzmi, ale się udało i jest stabilnie. Mało tego, nasz blat z wyprzedaży był nieco za długi, ale stwierdziłyśmy, że dodatkowa powierzchnia robocza nam się zdecydowanie przyda. Zostawiłyśmy go w pierwotnej formie, jedynie krawędzie zabezpieczyłyśmy specjalnymi aluminiowymi listwami.
Co jeszcze ważne, to zdobyłyśmy lodówkę zupełnie za darmo – od zaprzyjaźnionego malarza, który wynajmuje pracownię po sąsiedzku. Więc wpisało nam się to idealnie w koncepcję taniej warsztatowej kuchni!
Teraz już tylko jedna odznaka została nam do zdobycia: za długotrwałe utrzymanie porządku 😉
Trzymajcie kciuki!
Wasze M.