Remont małej łazienki. Efekt końcowy

Tydzień temu pisałyśmy Wam o przygotowaniach do remontu łazienki w domu Ali, dla której własne cztery kąty były wielkim życiowym marzeniem. Po wstępnych oględzinach pomieszczenia i rozmowie z właścicielką zdecydowałyśmy, że w tej niewielkiej łazience stworzymy eleganckie i ponadczasowe wnętrze utrzymane w biało-granatowej tonacji z klasycznymi meblami.

Kluczowe były przy tym projekcie trzy rzeczy – po pierwsze nie możemy zmieniać układu, po drugie ostateczny wygląd miał odpowiadać na oczekiwania właścicielki, a po trzecie nie zrujnować domowego budżetu. Dlatego tam, gdzie tylko mogłyśmy zdecydowałyśmy się przyciąć koszty, a jak największą część pracy wziąć na siebie.

Bardzo szybko zapadła decyzja, że w łazience rezygnujemy z kafelków „od sufitu do podłogi”. Z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że Majsterki układać płytek jeszcze nie potrafią (ale bardzo chętnie się nauczymy, ktoś chętny, żeby się podzielić wiedzą? Piszcie do nas na maila albo na Facebooku ;-)).

Położenie płytek i terakoty musimy oddać w ręce specjalisty, co biorąc pod uwagę koszty robocizny i samych materiałów, lepiej jest ograniczyć do minimum. Zdecydowałyśmy się więc na wyłożenie płytkami jedynie podłogi i małego fragmentu nad umywalką. Wymyśliłyśmy, że wykorzystamy tu mozaikowy dekor układający się we wzór szewronu. Dzięki temu zyskałyśmy nie tylko ochronę miejsca najbardziej narażonego na kontakt z wodą ale też dodatkową ozdobę. Wystarczyły dwie „płytki”, całość kosztowała niecałe 80 złotych.

Ale okazało się, że z ich ułożeniem było trochę roboty. Mozaikę przed przyklejeniem należało dociąć – na dole kafelki miały idealnie dochodzić do umywalki, więc glazurnik miał z nimi trochę „koronkowej roboty” ze szlifierką kątową zamiast szydełka w dłoni 😉

Na podłodze marzyła nam się terakota w geometryczne, albo orientalne wzory. Ale i tu natrafiłyśmy na przeszkodę. Z remontem chciałyśmy się wyrobić w tydzień. A okazało się, że wszystkie płytki, które wpadły nam w oko były albo zbyt drogie, albo trzeba było czekać na dostawę towaru, a na to nie mogłyśmy sobie pozwolić, bo czas nas gonił.

Postawiłyśmy więc na terakotę dostępną od ręki. Wybrałyśmy płytki imitujące drewnianą, bieloną podłogę – ponadczasowe i pasujące do całej koncepcji. A do tego tanie. Łazienka ma niecałe 4 metry kwadratowe (wanna jest już przymocowana, więc odchodzi około 1 metr kwadratowy podłogi znajdującej się pod nią). Kupiłyśmy cztery opakowania, całość wyniosła 273 złote.

Co z zabezpieczeniem pozostałych ścian? Miałyśmy kilka pomysłów. Oczywiście chodziło o takie rozwiązania, które mogłybyśmy zastosować samodzielnie. Najpierw rozważałyśmy tapetę, ale właścicielka łazienki nie była co do tego przekonana. Niby mamy specjalne zmywalne i odporne na wilgoć tapety, ale z ich wykorzystaniem w łazience nie miałyśmy doświadczenia. Potem myślałyśmy o panelach, ale te również odpadły. Aby je przymocować musiałybyśmy przesuwać od ściany wannę, która została przytwierdzona na stałe.

W końcu stwierdziłyśmy – a może by tak ściany zwyczajnie pomalować? Kiedyś w takich sytuacjach stosowano farby olejne i lamperie. Ale sami wiecie, że efekt rzadko kiedy był zadowalający. Lamperia kojarzyła się z „majtkowym” kolorem na ścianach w szkołach czy w szpitalach. Zwykła farba olejna nie wchodziła w grę. Ciekawą alternatywą okazała się wodoodporna farba do wnętrz od V33, Easy Hydro Bariera. Producent zapewnia, że można ją stosować w kuchni i w łazience – nawet na ściany kabiny prysznicowej, bo jest odporna na wodę, szorowanie, różnice temperatur i produkty pielęgnacyjne, takie jak szampony czy żele. Jedna 2-litrowa puszka kosztuje niecałe 96 złotych, wystarczy do pomalowania 24 metrów kwadratowych powierzchni.

Zalecane dwie warstwy położyłyśmy na przeciwległe ściany – kąt przylegający do wanny i ścianę, na której jest umywalka. Farba jest delikatnie błyszcząca i gładka w dotyku. Rzeczywiście nie przepuszcza wody. O tym, jak się sprawdza na dłuższą metę, napiszemy Wam za kilka miesięcy, jak upłynie trochę wody w kranie remontowanej łazienki 😉

Ale na tym nie skończyło się malowanie. W związku z tym, że z początkowej koncepcji odpadła nam wzorzysta podłoga stwierdziłyśmy, że musimy wprowadzić charakterystyczny element w innym miejscu. Najbardziej nadawała się do tego ściana z oknem. Tutaj postanowiłyśmy przetestować szablony. O ile, bardzo dobrze wiemy, jak szablony sprawdzają się przy pracy z meblami, albo z drewnem, to na ścianę, na tak dużej powierzchni jeszcze ich nie stosowałyśmy. Owszem, w remoncie pokoju dla chłopca, wykorzystałyśmy duży szablon, ale był to jeden wzór a to dużo zmienia.. Zwykły szablon, którego wzór trzeba powtórzyć to zupełnie inne wyzwanie. Nie łudźcie się, że machniecie taką ścianę w 2 godziny. To kupa roboty. I jeśli chcecie, by wzór wyszedł równo, żeby nic nie podciekło ani się nie rozmazało, to zostawcie wałek do malowania w kuwecie i zastąpcie go zwykłą gąbką. Serio!

Pomalowanie całej ściany w geometryczny wzór nawiązujący do wnętrz w stylu Hamptons zajęło nam prawie cały dzień. Ale ostateczny efekt ten trud nam wynagrodził. Właścicielka była zachwycona.

Gdy farba wyschła, a terakota została ułożona, mogliśmy przejść do najważniejszego etapu – urządzania wnętrza. Kluczem do sukcesu miały być dobrze zaprojektowane, eleganckie meble.

Od początku wiedziałyśmy, że najlepiej sprawdzą się tu klasyczne modele. Owszem, właścicielce podobały się lśniące, nowoczesne szafki z laminatu, ale przekonałyśmy ją do litego drewna. W związku z tym, że zaoszczędziłyśmy na płytkach, to mogłyśmy zainwestować w porządny mebel. Tu nie warto skąpić, wysokiej klasy biały montaż oraz meble posłużą nam przez lata. Wybór padł na szafkę podumywalkową z kolekcji Sanatos Oak z Elita Meble Łazienkowe. 

Z trzech kolorystycznych wariantów wybrałyśmy „ash”, który idealnie wkomponuje się w to wnętrze. Z racji niewielkiego metrażu łazienki postawiłyśmy na szafkę o szerokości 60 cm z szufladą i z chromowanymi uchwytami oraz pasujące do niej lustro. W zestawie jest jeszcze wysoki słupek, ale nie zmieściłybyśmy go w tak małym wnętrzu. Cały zestaw kosztuje 3 tys. złotych.

W łazience znalazło się też odnowione przez nas za pomocą złotego spreju krzesło i w ten sam sposób odświeżone doniczki. Wiemy, co sądzą o sprejowaniu starych mebli nasi wierni czytelnicy…. 😉 Pamiętamy, jak oberwało nam się za metamorfozę czarno-złotej komody z PRL-u. Ale też nie oszukujmy się, w przypadku wielu staroci sprej jest najprostszym sposobem na szybką odnowę. Znalezione w garażu zdezelowane krzesło zyskało nowe oblicze. Właścicielka celowo nie chciała go dokładnie szlifować, oczyściłyśmy je z odstających fragmentów forniru, odtłuściłyśmy i pomalowałyśmy na złoto. Nierówna faktura siedziska miała imitować stare, łuszczące się złocone meble.

We wnętrzu zawisła biała, delikatna zasłonka, obrazki i makrama zrobiona przez nas na warsztatach w pracowni. Dodatkowo pojawiły się też wieszaki zrobione z plastrów brzozy. Z granatowym motywem, aby całość do siebie idealnie pasowała. Górna lampa to projekt, który zrobiłyśmy na potrzeby naszej książki – z pasków forniru, kinkiet nad lustrem zaś kupiłyśmy w budowlanym markecie za niecałe 130 złotych.

 

Właścicielka metamorfozą wnętrza była absolutnie zachwycona. A my puchłyśmy z dumy, że tak fajnie udało się wszystko zorganizować. Ala samotnie wychowuje syna, który – nota bene – bardzo pomagał nam w remoncie. Wiemy, jak wielkim wyzwaniem dla samotnej matki jest budowa i urządzanie domu. Nie tylko finansowym, ale też logistycznym.

Aż trudno uwierzyć, że tak świetnie sobie sama z tym zadaniem poradziła i cieszymy się, że choć trochę mogłyśmy jej w tym pomóc.

Zobaczcie, jak wyglądało to pomieszczenie przed majsterkową rewolucją i po remoncie.

Dziękujemy też naszym partnerom, firmie V33 i Elita Meble Łazienkowe, bez których ten remont pewnie by się nie wydarzył.

A Wam jak się podoba metamorfoza? Śledźcie nas na bieżąco, bo takich remontowych projektów będzie na naszym blogu jeszcze więcej.

Wasze M.

0 Udostępnij