„Dom polski” – dom dobry. Recenzja książki

Pomysł był prosty: zapytać ludzi związanych zawodowo z dizajnem i projektowaniem wnętrz o wygląd polskich domów, o to, jak mieszkaliśmy kiedyś, jak mieszkamy dziś, jak zmieniają się nasze gusta i o czym marzymy.

Tak Małgorzata Czyńska, historyczka sztuki zapowiada cykl wywiadów z projektantami i producentami mebli, ceramiki, ekspertami od urządzania wnętrz i dizajnu (a nie designu, bo obce słówko możemy pisać po polsku).

Ale ksiażka „Dom polski. Meblościanka z pikasami”, w której rozmawia min. z Tomaszem Augustyniakiem, Beatą Bochińska, Maja Ganszyniec, Piotrem Voelkelem czy Oskarem Ziętą to coś więcej niż zbiór rozmów z ludźmi zajmujących się wnętrzami i meblarstwem. Z tych wywiadów wyłania się fascynująca historia i diagnoza tego, jak i dlaczego właśnie tak mieszkają dziś Polacy.

Pod względem mieszkaniowym mamy w naszej ojczyźnie kompleks na kompleksie. Nic dziwnego, PRL skutecznie pozbawił nas wiedzy o tym, co jest modne. Czas niedoborów wypłukał mieszkania z ładnych przedmiotów, a szalone lata 90. zapełniły je kiczowatymi brzydactwami skupowanymi w szale. Dziś wreszcie można kupić co tylko się chce.

W efekcie zachwycamy się skandynawską prostotą i naturalizmem, co chwilę pojawiają się inspiracje a to wesołym Marokiem, a to eleganckimi Hamtons. Marzymy o szykownym stylu brytyjskim lub modernistyczno-luksusowym stylu amerykańskich rezydencji. I super, że szukamy inspiracji u innych. Tyle, że szukamy ich tak zawzięcie, bo jesteśmy przekonani, że sami nie mamy nic ciekawego do zaoferowania. A tymczasem Polska jest czwartym największym producentem mebli na świecie. To fakt, to pracujemy często jako podwykonawcy dla znanych, zagranicznych marek i na etykiecie nie zawsze pojawia się „made in Poland”, ale mamy gigantyczne doświadczenie.

Z tymi wyobrażeniami i auto-kompleksami walczy książka Czyńskiej. A raczej walczą jej bohaterowie, którzy z pasją opowiadają o własnej pracy, o tym jak sami uczyli się tego czym jest „polski dom”, o przykładach dobrego dizajnu znad Wisły. Ale także o tym, skąd wzięły się te wszystkie również złe nawyki i pomysły w polskich mieszkaniach. Bo przecież wiele z nich ma jak najbardzej uzasadnione przyczyny.


Tych kilkanaście wtwiadów to fascynująca lektura, mówiąca równie dużo o mieszkaniach Polaków jak i o nas samych. To książka w dużej części dla pokolenia wychowanego w latach 80. i 90., które pamięta meblościanki, fotele Chierowskiego, ceramiczne „pikasy” z Ćmielowa czy zestawy wypoczynkowe Kon-Tiki. Czyli wszystko to, co było rarytasem zdobywanym przez rodziców czy dziadków pod koniec XX wieku. Pokolenia, które dorastało w mieszkaniach zapełnianych byle jakimi rzeczami, często z przypadku, „bo rzucili”, bo przywiezione z Zachodu.

Pokolenia, które zachwycone kolorowymi wnętrzami z gazet i magazynów wyrzucało te starocie sprzed lat i meblowało się dokładnie tak, jak „radzą” katalogi. Pokolenia, które wreszcie zaczęło odkrywać, że te wyrzucone meble po rodzicach i dziadkach są często ciekawsze niż nowe, świeżo kupione.

O historii tych polskich projektów mówią bohaterowie. Beata Bochińska (która sama nie dwano wydała świetną ksiażkę o polskim dizajnie – TUTAJ przeczytacie recenzję „Zacznij kochać dizajn”) przypomina historię Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Dzięki pomysłowi tylko jednej osoby – Wandy Telakowskiej – powstała instytucja, w której ammbitni plastycy mogli projektować wdrażane w życie pomysły na meble, ceramikę, szkło. Zostały z tamtych czasów, z lat 50., 60., i 70. świetne projekty foteli, żyrandoli czy meblościanki. Łatwe w montażu, kolorowe i praktyczne.

Marek Cecuła opowiada niezwykle ciekawą historię swojego losu. Jego ojciec – o nazwisku Cohn, przetrwał Holokaust dzięki dokumentom właśnie na nazwisko Cecuła, a 16-letni Marek wyjechał z Polski do Izraela, gdzie zaczął projektować porcelanę. Z Izraela wyjechał do Nowego Jorku i tam zaczął robić karierę. Do czasu gdy Amerykanie przenieśli masową produkcję do Chin. Wtedy wolał wrócić do  Polski, do pracy dla Ćmielowa. Ale przy okazji snuje opowieść o porcelanie, jej wzorach, stylach i zamiłowaniu do niej Polaków.

Tomasz Augustyniak zdradza skąd wziąła się w latach 90. moda na kute, metalowe, robione przez kowali ozdoby do mieszkań. Basia Dereń-Marzec opowiada, jak zmieniła się w ostatnich dwóch dekadach wizja czym jest dobrze urządzone mieszkanie: od tego zapełnionego modnymi gadżetami, poprzez zaprojektowany tak, by był dostosowany do indywidualnych potrzeb domowników, aż wreszcie po potrzebę zieleni i odpoczynku.

Maja Ganszyniec tłumaczy: W Polsce urządzenie domu nie jest pierwszą potrzebą.Są nia ubrania, samochód, a potem podróże.

Ale zarazem opowiada o tym, dlaczego Polaków zafascynował ostatnio styl skandynawski. Otóż, jako ludzie Północy mamy wspólne doświadczenia z brakiem słońca, więc potrzebujemy jasnego, przytulnego otoczenia.

Wszystkie te wywiady wspólnie składają się nie tylko na opowieśc o tym, jak mieszkamy, ale także przypomnienie, że nawet w najciemniejszych momentach mieliśmy wokół siebie rzeczy ciekawe, które sporo mówią o naszej polskiej estetyce i że warto o niej także dziś pamiętać. Co więcej, to także opowieść o tym, że nasz „dom polski” choć może mniej piękny niż Zachodnie, mniej wysmakowany i dopieszczony, to jednak jest domem dobrym i że warto sięgać po dokładane do niego przez lata elementy, choćby i czasem były troszkę kiczowate, czasem nie dokońca zgodne z obecnymi trendami.

Takie podejście jest niezwykle pocieszające, bo przecież nie ma co się oszukiwać, większość z nas nie meiszka w zaprojetowanych przez wybitnego architekta apartamentach, tylko właśnie w mieszkaniach czy domach zapełnianych przez kolejne, w danym momencie modne meble, gadżety, ozdoby. A to kryształ z lat 80, a to komoda z 60, IKEA z lat 90., boazeria, meblościanka, meble z MDF

Widoczny regał z radiem Archiwum Fotograficzne Zbyszka Siemaszki, NAC, „Atut 2” i telewizorem „Alga”, kącik wypoczynkowy (wersalka, fotel, stolik) i jadalny (stół oraz krzesła).

Można to krytykować jako bałagan, można też spojrzeć przychylnie i zauważyć po prostu eklektyzm. Można i do tego my zachęcamy te poszczególne elementy zacząć do siebie dopasowywać, poprawiać i przerabiać. Tak jak zrobiłyśmy choćby z naprawdę nieciekawą komodą z MDF, którą przerobiłyśmy w eklektyczny, modernistyczno (nóżki) – skandynawski (połączenie jasnego turkusu i drewna) sposób. Najważniejsze jednak jest to, byśmy docenili także tę część naszej historii. I zaczęli się nią bawić.

Dlatego zachęcamy! Jeżeli macie: boazerię, stare meblościanki, skórzane wypoczynki, kute, ozdobne stoliki, tureckie dywany… pokażcie je! Nie wstydźcie się, podeślijcie ich zdjecia, pokażcie jak zaadaptowaliście je do mieszkań, jak stworzyliście swój własny „dom polski”. Piszcie do nas na Fejsie albo na maila: [email protected].

Wasze M.

0 Udostępnij