Jeśli masz w szafie przynajmniej kilka rzeczy, których nie założyłaś od roku, to znaczy, że jesteś idealną uczestniczką swap party. Zamiast kupować kolejne ciuchy można je przecież wymienić je na podobnie nieużywane przez inne kobitki. Przy okazji jest szansa poznać fajnych ludzi, wypić kawę, pożreć jakieś ciacho podczas narzekania jak to się przytyło. I oszczędność i fajny sposób na spędzenie czasu.
Do nie dawna starymi ubraniami wymieniali się głównie Amerykanie i Brytyjczycy, szczególnie ci z klasy średniej. Warunek był tylko jeden: rzeczy musiały być w dobrym stanie, najlepiej markowe i jeszcze z metkami. Chodziło o to, by bez żadnych wydatków skompletować nową garderobę. Akcję popierali też ekolodzy, przekonując, że rezygnacja z zakupów chroni środowisko naturalne.
W Polsce zasady swap party nie są aż tak rygorystyczne. Metki i drogie marki nie są wcale obowiązkowe. Chodzi raczej o sensowne puszczenie w obieg ubrań, które nie używane zalegają w szafach a mogą przecież znaleźć nową zachwyconą właścicielkę.
I taką właśnie party pod hasłem „Szafa u Majsterek” po raz pierwszy urządziłyśmy w naszej pracowni. Kto powiedział, że może tylko służyć do warsztatów i prac nad meblami. Przecież wymiana ciuchów może być równie proekologiczna jak i stolarka czy upcycling.
I choć nie było żadnych wymogów ani co do ilości ubrań od uczestniczki ani ich jakości to na wymianę trafiło sporo perełek jeszcze z metkami, wprost od krawcowych, ciekawych wzorów i kolorów a nawet książki i kosmetyki!
Nic dziwnego więc, że każda z blisko dwudziestu uczestniczek wyszła z ogromnymi torbami zdobyczy. I to czasem naprawdę zaskakujących. A pracown
ia zmieniła nam się w ogromną przymierzalnię połączona z wybiegiem dla modelek.
Były też ciacha, owoce, soki, kawa więc ubaw miały nie tylko dziewczyny ale i dzieciaki. To idealna impreza dla mam z dziećmi. Cześć nawet sama wpadła w szał przymierzania.
A i reszta nie nudziła się. Kredki, piesek, trochę majsterkowych zabawek dało radę.
No i co ważne u nas nie ma problemu z karmieniem dzieci piersią!
Majsterkom też udało się upolować kilka cudów. Alicja zdobyła piękną, turkusową, tiulową spódnicę i kolorowe spodnie.. Basia orgrodniczkowe, sexy szorty w musztardowym odcieniu i dobraną do nich bluzkę z grochy, a Sylwia oprócz zestawu ulubionych rozkloszowanych spódnic także sandałki na 10-cm obcasach.
A na koniec…. zostało nam jeszcze 9 worków (serio!) naprawdę fajnych ubrań. Ale nie zmarnują się, już mamy na celowniku sensowną fundację i świetlicę środowiskową.
Ta pierwsza Szafa w naszej pracowni była pomysłem Justyny Sucheckiej (lktórej bardzo za to dziękujemy!), u której w mieszkaniu na mniejszą skalę do tej pory odbywały się takie imprezy. A więc ta odbywała się w gronie dalszych i bliższych znajomych.
Była tak udana, że zastanawiamy się nad kolejnymi otwartymi edycjami. Jak myślicie, czy to fajny pomysł?
Wpadlibyście do nas na takie party?
Wasze M.