Plama na kurtce? Nie wyrzucaj, zamaluj

Macie tak, że niektóre ubrania nosilibyście do końca świata i o jeden dzień dłużej? A na widok niespieralnych plam czy przetarć na ulubionym ciuchu szlag Was trafia? Tak było z moją zimową kurtką. Na szczęście, na plamę z czarnej farby znalazłam dobry sposób. 

Zakupy to dla mnie koszmar. Gdy mam wejść do galerii handlowej i wiem, że muszę z niej wyjść z konkretnym ciuchem, to rośnie we mnie złość. Wiem doskonale, że spędzę trzy godziny na przeglądaniu tony ubrań, z których zdecydowana większość będzie nie dla mnie – skrojona na dziewczyny o kształtach wieszaka w wersji „mikre-cycki” lub „nie mam bioder” (bez obrazy, małe też jest piękne, ale nikt w rozmiarze większym niż 36 nie wygląda w takich rzeczach dobrze), albo zrobiona z materiałów, które po pierwszym praniu zamienią się w szmatę.

O fasonach, wykonaniu, stylu, kolorach czy producencie nie wspomnę – w końcu każdy chciałby kupować odpowiedzialnie – od sprzedawcy, który płaci podatki w Polsce, szyje tu, na miejscu i nie wyzyskuje swoich pracowników. Ale powiedzmy sobie szczerze, to jest niezwykle trudne i często kosztowne zadanie. I choć nie wiem, jak byśmy się starali, nie zawsze wychodzi.

Dlatego zakupów unikam jak ognia. Jeśli już muszę coś kupić, to staram się upolować ubrania w lumpeksie. To jedyne zakupy, które mnie nie męczą. Wręcz przeciwnie, przynoszą niezły zastrzyk dopaminy – satysfakcja rośnie, gdy znajdziesz coś w twoim rozmiarze, z super materiału i w niepowtarzalnym stylu. Zwłaszcza, jeśli wydajesz na to grosze i nie masz wyrzutów sumienia, że przykładasz rękę do zaśmiecania planety. A gdy szukasz coś tylko na jedną okazję? Idealnym rozwiązaniem wydaje się być Biblioteka Ubrań – genialny pomysł na biznes z ekologicznym podejściem. Płacisz niecałą stówkę za 4 ciuchy wypożyczone na tydzień. W cenie jest dostawa i zwrot oraz ekologiczne pranie. Jeszcze nie przetestowałam, ale może wypróbuję przed Sylwestrem 😉

Gdy już uda mi się jednak kupić rzecz, która mi pasuje, staram się o nią dbać i przedłużać jej żywot. Niestety w praktyce też bywa z tym różnie. Na nasze ulubione ciuchy czyha przecież choćby taki rosołek czy czerwone wino  – wystarczy kropla i zostaje tłusta bądź czerwona plama. Nie zapierzesz w porę – ciuch stracony.

Na moje ubrania dodatkowo czyhają jeszcze inne „kreatury” –  bejce, woski i farby. Na warsztaty „Nie ma brzydkich mebli” oczywiście wszystkie trzy zakładamy robocze ubrania i fartuchy, ale zdarzają się okazje, w czasie których trzeba wystąpić „na galowo”. Albo przynajmniej założyć kurtkę zimową. No i wiecie, jak to jest. Choć nie wiem jak byście uważali, zawsze zdarzyć może się wypadek. Traf chciał, że ostatniej wiosny dostałyśmy zaproszenie z DDTVN na występy w terenie. Pomagałyśmy mieszkańcom podwarszawskiego Wołomina zrobić własny plac zabaw. Rano zimno było niemożebnie, więc poza kadrem zimowe kurtki obowiązkowe. A my na wizji szlifowałyśmy i malowałyśmy z dzieciakami. Czasu było mało, a po planie kręcił się nieobliczalny Filip Chajzer. To nie mogło się skończyć dobrze.

Jedna zaschnięta puszka, chwila nieuwagi i czarna (sic!) farba rozlała mi się na klacie. Gdyby w pobliżu była toaleta farbę można byłoby próbować zaprać – to wodnorozcieńczalna farba akrylowa. Ale ani toalety, ani czasu na takie działania nie było. Puściłam wiązankę pod nosem i obiecałam sobie, że znajdę sposób na uratowanie ulubionej kurtki. Ale zrobiło się ciepło, kurtka wylądowała w szafie. Dopiero w listopadzie, gdy dupsko mi zmarzło i stanęłam przed wyborem – albo zakup nowej, albo kombinowanie ze starą – zabrałam się do rzeczy.

Rozważałam kilka opcji. Plamę można zakryć naszywkami albo naprasowankami. Wzorów i kolorów jest teraz dużo, nie byłoby problemu ze znalezieniem odpowiedniego. Ale pamiętam z dzieciństwa, że naprasowanki źle znosiły pranie, szybko się niszczyły – obrazek złuszczał się z koszulki właściwie po 2-3 praniach. Może nowe wynalazki są trwalsze? Macie jakieś doświadczenia w tym temacie?

Nie chciałam ryzykować. I przypomniałam sobie, że jako zbuntowana nastolatka sporo wzorów sama malowałam na ubraniach. Zwykłymi farbami akrylowymi – takimi ze sklepu dla plastyków, do malowania na płótnie, kartonie czy na drewnie. I mimo upływu lat wzory wyglądały dobrze. Małe pęknięcia tylko dodawały im uroku. Postanowiłam więc sięgnąć po ten sposób. Nie kupowałam farb do tkanin – mam w domu spory arsenał zarówno akrylowych, jak i olejnych farb, które dawno nie były używane.

Przy szukaniu wzoru wzięłam pod uwagę kształt „plamy” – chodziło o to, żeby rysunek zakrył czarne elementy. No i zależało mi, żeby kolor rysunku współgrał z całością. Padło więc na maki z genialnego „atlasu” roślin, jaki dostałam kiedyś w prezencie od Sylwii.

Farby nakładałam warstwami. Najpierw bardziej rozwodnioną rysowałam kształt i „podkład”, potem szła coraz gęstsza farba, a na końcu cieniowanie. Całość zostawiłam do wyschnięcia na 24-godziny. Dam Wam znać, jak będzie się zachowywał rysunek po praniu. Na razie wyglada super! Uratował moją kurtkę przed śmietnikiem, ja mam parę złotych zaoszczędzonych w portfelu, ominęło mnie ganianie po sklepach (jupi!), a znajomi ustawiają się w kolejce, żeby im coś też na ciuchach namalować.

Jak się pozbyć plamy na ubraniach? Maki namalowane farbami akrylowymi.

Pamiętajcie jednak, że nie trzeba mieć wielkich zdolności. Nie musicie malować odręcznie, zawsze sprawdzą się szablony. Można wybrać prostszy wzór. I na końcu też będzie wyglądało pięknie. A co najważniejsze, zyskacie ciuch niepowtarzalny. Jedyny w swoim rodzaju. A przy okazji dołożycie swój grosik do ratowania planety.

Wasza B.

PS. A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, jak kupować odpowiedzialnie. To posłuchajcie mojego nowego podcastu „Jak naprawić przyszłość„. Będzie o tym, czy zakupy dają szczęście, kto ma zadatki na materialistę i dlaczego to emeryci, są bardziej „zero waste” od millenialstów.

0 Udostępnij