W jednej osobie idolka ruchu feministycznego i LGBT, gwiazda telewizji i fanka najbardziej zwariowanych projektów mebli. Przy okazji ostatnio także nieświadomie bohaterka najbardziej obciachowego występu w historii polskich vlogerów.
Dziewczyna, która jest kwintesencją ruchu makersów, choć zamiast naprawiać dziury w meblach, czy przerabiać stare przedmioty to szuka dziur w oprogramowaniu. I młoda, polska ilustratorka, której charakterystyczna kreska rozpoznawana jest tak nad Wisłą, jak i w Nowym Jorku.
Wszystkie je łączy to, że choć działają w z gruntu odmiennych środowiskach i zawodach to realizują wspólny cel, tego co i my kochamy: czyli wspierają ruch DIY. Co ciekawe, w każdym z tych przypadków w zupełnie innej postaci.
Oto trzy dziewczyny, które ostatnio był dla nas najsilniejszymi inspiracjami.
Kobieta orkiestra, czyli inspiracja Alicji
Modne obecnie wizualizacja, coaching i sesje rozwojowe też nas nie ominęły 😉 Co prawda nie wizualizowałyśmy sobie obecności w show Ellen DeGeneres ale jestem jej fanką od lat. Tyle, że zamiast lansów w jej programie wolałybyśmy, aby wpadła do naszej pracowni. Jakby nie było, metraż mamy trochę większy niż 20 metrów kwadratowych 😉 A wielkość ma znaczenie i to nie tylko przy rozroście ego. Co więcej, Ellen mogło by się jednak u nas bardziej, niż w kawalerce Łukasza Jakóbiaka spodobać, bo jednak fajnych mebli i narzędzi u nas dostatek.
Ellen to nie tylko znakomita komediantka. Hm… tak to się mówi? Zaczynała swoja karierę jako komik w bardzo popularnych, nie tylko w Stanach, stand up’ach. Ba, była zaproszona do The Tonight Show starring Johny Carson. I co ważne, po swoim występie, jako pierwsza kobieta komik została przez niego zaproszona do rozmowy. Jakby nie było, nawet w liberalnej Ameryce w latach 80-tych uważano to za wielkie wyróżnienie.
Jej fenomen polega też na tym, że potrafi odnaleźć się w wielu sytuacjach. Po pierwsze swój talent komediowy wykorzystała do stworzenia dwóch sitcomów, które w lekkiej komediowej formie opowiadały właściwie o jej życiu. W pierwszym z nich pt. Ellen zwierza się w jednym z odcinków Oprah Winfrey, że jest lesbijką. Było to niemalże odwzorowanie sytuacji z życia, gdzie coming outu dokonała właśnie w programie Oprah. Dzięki takiej otwartości stała się idolką ruchów LGBT… no i żoną Portii de Rossi (pamiętacie piekną prawniczkę z Ally McBeal?).
Poza tym, jak na prawdziwą hipsterkę przystało, mocno angażuje się w działalność charytatywną i jako była veganka, mocno wspiera akcje na rzecz ochrony zwierząt. No ale to wszystko nadal nie wyjaśnia dlaczego aż tak nas zainspirowała… Ellen to tak, jak wspomniałam kobieta pistolet, co żadnej pracy się nie boi. Lista jej zasług jest tak długa jak lista nagród które dostała. A mnie urzekły dwie sprawy. Pamiętacie selfie z gali oscarowej w 2014 roku? To ona je puściła w sociale! A na nim same sławy: jeszcze wtedy Brangelina, Meryl Streep, Julia Roberts, Bradley Cooper, Jennifer Lawrence, Lupita Nyong’o, Kevin Spacey i Jared Leto! Fotka została re-tweetowana ponad 3 miliony razy! Wyobrażacie to sobie? To jest dopiero siła mediów społecznościowych. Jeśli coś mi się marzy, to takie trzy bańki na blogu 😉
If only Bradley's arm was longer. Best photo ever. #oscars pic.twitter.com/C9U5NOtGap
— Ellen DeGeneres (@EllenDeGeneres) March 3, 2014
Dopiero na studiach odkryła swoją prawdziwą pasję – informatykę. I do tego odkryła ją najdosadniej jak można, czyli przeżyła włamanie na swoją stronę. Tak nią to wstrząsnęło, że postanowiła dojść jak do tego doszło. Szybko wciągnęła się w nowy świat: steganografii (czyli kodowania komunikatu w taki sposób, by nie został wykryty), szyfrowania wiadomości i szukania podatności na włamania w tym co zaprogramowali inni. Równie szybko bo tuż po studiach zaczęła pracę dla prawdziwego potentata czyli Google, jako jeden z pierwszych jak dziś się nazywa „pentesterów”, czyli speców od szukania dziur w całym.
A już pięć lat później w 2012 roku magazyn „Forbes” uznał ją za jedną z 30 osób w świecie nowych technologii poniżej 30 roku życia, wartych zainteresowania i obserwowania dalszych poczynań. Tak więc obserwuję, kibicuję i czasem jednak wzdycham, że trzeba było jednak na studiach przeżyć atak cyberprzestepców, to może dziś też byłabym księżniczką ścigającą w sieci złe Czarne Kapelusze. A tak to zostało mi pisanie o hakerach i bycie makersem z młotkiem i piłą w ręku zamiast systemu binarnego w głowie.
Księżniczka hakerów, czyli typ Sylwii
Makersi, to ruch wywodzący się z hackingu. Ale nie takiego z jakim możecie kojarzyć to słowo. To nie są przestępcy. Wręcz przeciwnie hakerzy to eksperci od znajdywania dziur w całym (czyli w oprogramowaniu, czy zabezpieczeniach), pokazywaniu ich i naprawianiu. Nie bez powodu mówi się o nich White Hat, czyli Białe Kapelusze. W takim właśnie kontekście ludzie, którzy zamiast wyrzucać stare przedmioty naprawiają je, przerabiają i poprawiają są tak bliscy hakerskiej filozofii.
Ale tak jak w ruchu Zrób to Sam kobiet naprawdę nie brakuje i co ważne w ogromnej części to podobnie jak my amatorki, które wciągnęła praca rąk, tak w hackingu dziewczyn wciąż jest nie wiele. Nic dziwnego więc, że gdy pojawia się taka postać jak Jej Wysokość Parisa Tabriz to moje feministyczne serducho bije mocniej. Szczególnie, że wciąż o wiele za mało jest kobiet w świecie high tech.
Jej Wysokość, bo Parisa w hakerskim światki jest nazywana „Security Princess”, czyli „Księżniczką Zabezpieczeń”. Choć oficjalnie jej tytuł w pracy brzmi mniej romantycznie: „Inżynier do spraw bezpieczeństwa informacji”. Taki tytuł ma jako specjalistka w zespole Google w którym zajmuje się wyłapywaniem słabości i luk w przeglądarce Google Chrome.
Cała historia Parisy jest niezwykle inspirująca. Dorastała na przedmieściach Chicago i ani jej ojciec– lekarz, irański imigrant, ani mama – pielęgniarka, Amerykanka polskiego pochodzenia, nie specjalnie zarazili ją miłością do nowych technologii. Za to jako najstarsze dziecko w rodzinie bardzo wcześnie nauczyła się rządzić młodszymi braćmi (hehehehehe i tu jako najstarsza siostra z trzema młodszymi braćmi do zarządzania mam już dogłębne poczucie wspólnoty dusz z Parisą). – Narzekali, że im dokuczam, a ja po prostu zawsze ich ogrywałam, w grach na podwórku i na wideo – wspominała w jednym z wywiadów.
ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode
Dopiero na studiach odkryła swoją prawdziwą pasję – informatykę. I do tego odkryła ją najdosadniej jak można, czyli przeżyła włamanie na swoją stronę. Tak nią to wstrząsnęło, że postanowiła dojść jak do tego doszło. Szybko wciągnęła się w nowy świat: steganografii (czyli kodowania komunikatu w taki sposób, by nie został wykryty), szyfrowania wiadomości i szukania podatności na włamania w tym co zaprogramowali inni. Równie szybko bo tuż po studiach zaczęła pracę dla prawdziwego potentata czyli Google, jako jeden z pierwszych jak dziś się nazywa „pentesterów”, czyli speców od szukania dziur w całym.
A już pięć lat później w 2012 roku magazyn „Forbes” uznał ją za jedną z 30 osób w świecie nowych technologii poniżej 30 roku życia, wartych zainteresowania i obserwowania dalszych poczynań. Tak więc obserwuję, kibicuję i czasem jednak wzdycham, że trzeba było jednak na studiach przeżyć atak cyberprzestepców to może dziś też byłabym księżniczką ścigającą w sieci złe Czarne Kapelusze. A tak to zostało mi pisanie o hakerach i bycie makersem z młotkiem i piłą w ręku zamiast systemu binarnego w głowie.
Dziewczyna z plakatu, czyli inspiracja Basi
Film o Michalinie Wisłockiej ciągle siedzi mi w głowie. Nie do końca za sprawą barwnej historii słynnej seksuolożki. Feministki chyba zapomniały, jak jeszcze niedawno rugały Wisłocką za promowanie tradycyjnego modelu rodziny, bo dziś wyciągają ją na sztandary. Wisłocka na marsz by z nami poszła, ale pewnie na widok niektórych haseł z Manify puknęłaby się w czoło. 😉
Ale nie o Wisłockiej, ani o feministkach miał być ten wpis. „Sztuka kochania” zapadła w pamięć zwłaszcza z uwagi na oprawę – przecudne sukienki, dopracowaną ze szczegółami scenografię, wnętrza, meble, tapety, bibeloty, z – wydawałoby się szarego i smutnego okresu lat 70. I wcale mnie nie zdziwiło, gdy na liście twórców filmu znalazłam dobrze mi znane nazwisko…
Dyrektorką artystyczną filmu jest Olka Osadzińska, fantastyczna polska ilustratorka, którą miałam przyjemność poznać osobiście niemal pięć lat temu, przy okazji pisania tekstu o młodych polskich designerach. Od razu okazało się, że nadajemy na tych samych falach. Nie dość, że jesteśmy w podobnym wieku, to jeszcze wyznajemy podobną dewizę. Olka stwierdziła, że sukces osiągnęła ciężką pracą i wytrwałością. You don’t ask, you don’t get – to jej życiowe motto.
Osadzińska prosto z mostu przyznaje, że nie lubi nazywać się artystką, nie ma studiów artystycznych (skończyła kulturoznawstwo, porzuciła medycynę i dziennikarstwo) i nigdy nie będzie malować z ręki jak Dwurnik. Jej prace to taka artystyczna forma DIY. Ale za to jaka! Gdy się przejrzy jej portfolio, wiadomo, że kokietuje. Ilustracje młodych imprezowiczów, charakterystyczna kreska, obrazy pełne wibrujących kolorów i emocji spod znaku “la dolce vita” są rozpoznawane na całym świecie. Osadzińska ma w swoim portfolio projekty dla światowych marek: Hugo Boss, Jägermeister, Nokia, Redd’s czy Fujitsu.
Dzięki znajomości z Markiem Hunterem, który zasłynął najpopularniejszym w USA blogiem ze zdjęciami szalejących w nocnych klubach imprezowiczów, Olka nie tylko stworzyła całą wystawę obrazów inspirowanych szalonymi fotografiami Marka, ale też trafiła do elitarnej grupy 15 autorów kampanii promującej film “Star Trek” dla Paramount Pictures. Na potrzeby kampanii stworzyła projekty dwóch koszulek i pomalowała model statku kosmicznego USS Enterprise w tygrysie wzory. Sukcesy w Polsce i za granicą można by wyliczać godzinami, pewnie znudziłoby Wam się czytanie o nich na blogu. Jej ilustracje znajdziecie na murach, ścianach, billboardach i kolorowych magazynach. Od większości nie sposób oderwać oka. Z resztą sami się przekonajcie – podrzucam linka do jej strony i profilu na instagramie. Graficznego dobra znajdziecie tam jeszcze więcej.
Musimy Wam się przyznać, że z wyborem postaci do postu na Dzień Kobiet miałyśmy problem. Typów było zbyt wiele. A wiadomo, że największym problemem jest często przekleństwo urodzaju. A Was kto inspiruje? Piszcie do nas w komentarzach! I wszystkiego Naj!
Wasze M.