Alfabet majsterkowy, czyli craft, DIY, tutorial i IKEAhacking

Majsterki DIY narzedzia

O co wam chodzi z tym całym majsterkowaniem? Co to jest „DIY”, co znaczy „upcycling” i  kim był Słodowy? Uwielbiamy odpowiadać na te pytania. Choć czasem, jak to kobiety, mamy ich dosyć i cytujemy po cichu Kazika: gdy nas ktoś tak spyta zak… z laczka i poprawię z kopyta, a może nawet z młotka 😉[/caption]

Na taką okoliczność przygotowałyśmy gotowca, dzięki któremu zawsze możemy szybko wyjaśnić, co robimy i dlaczego to kochamy!

A jak Adam Słodowy

Zanim w Polsce pojawił się McGyver, działał u nas Słodowy. Jego program „Zrób to sam” miał aż 505 odcinków. Popularności i wpływu na ludzi Słodowemu pozazdrościć mogłyby dziś chyba wszystkie gwiazdy telewizyjne.

Wprawdzie urodziłyśmy się, gdy jego program, po blisko ćwierć wieku, właśnie schodził z anteny, więc nie możemy sobie dorobić kombatanckiej legendy. Nie uczyłyśmy się oglądając Pana Adama, jak zrobić samemu domek dla ptaków czy deskę do krojenia. Jego program znamy z internetu.

Doskonale pamiętamy za to świetną bajkę „Pomysłowy Dobromir”, której autorem scenariusza był właśnie Słodowy. Stąd czerpałyśmy pomysły np. na zmianę wałka do ciasta w wałek do malowania:

ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode




W naszych domach stały też poradniki majsterkowania autorstwa Słodowego, które w latach 70. i 80. były prawdziwymi bestsellerami. Jego poradnik „Lubię majsterkować”, sprzedał się w ponad pół milionowym nakładzie. A był tylko jedną z kilku książek.

Dziś programy Słodowego można obejrzeć w sieci. Zobaczcie, nasz mistrz doradza, co można zrobić z drutu  i blaszek.  Pan Adam zachwyca nie tylko pomysłowością, ale też eleganckim wyglądem i piękną polszczyzną.

C jak Craft

Czyli stare dobre rzemiosło.  Nie przepadamy za wciskaniem anglicyzmów na siłę do języka polskiego. Więc stanowczo wolimy mówić o rzemiośle. Czasami jednak określenie „craft” się przydaje. Oznacza nie tyle potwierdzony wykształceniem i długim doświadczeniem, wyspecjalizowany zawód, co pewną rękodzielniczą umiejętność – jak sutasz, decoupage czy scrapbooking.

D jak DIY, czyli Do It Yourself

To nic innego niż nasze swojskie Zrób To Sam (ZTS). Swoją drogą może by tak spróbować spopularyzować ten drugi skrótowiec na naszym podwórku?

Póki co jednak to DIY jest rozpoznawalnym na całym świecie oznaczeniem samodzielnych działań. Co ciekawe ten skrót wywodzi się z subkultur punkowych i hippie. Tak określano  samodzielne wykonywanie naszywek, koszulek, zinów czy samodzielne nagrywanie i wydawanie muzyki bez zewnętrznej, korporacyjnej pomocy. Wkrótce potem ten skrót przejęło środowisko hakerów i fanów elektroniki, którzy zaczęli oznaczać nim porady, dotyczące samodzielnego tworzenia i przerabiania kodów w oprogramowaniu, systemów, elektroniki, komputerów…
Takie DIY w e-świecie tłumaczy choćby Pablos Holman podczas TEDx:

ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode




Stosunkowo niedawno DIY zaczęto używać w stosunku do rękodzieła, gotowania, szycia czy domowych kosmetyków.  Ale za to w tym świecie ten termin bardzo szybko się przyjął.

H jak Handmade

Uwaga nie hand-job, bo to coś zupełnie, ale to zupełnie innego 😉 – dokładne tłumaczenie  nadaje się tylko na bloga 18+. Ale nie bez powodu uczulamy na ten hmm… lapsus językowy, bo  widziałyśmy go już na kilku blogach. I nie, nie był użyty żartobliwie.

Ale wracając do handmade to zapewne zrobiło furorę  bo brzmi  ładniej, nowocześniej niż stare, dobre „robótki ręczne”. Jest też pojęciem szerszym. Robótki kojarzą nam się z bardzo kobiecymi zadaniami: szycie, robienie na drutach, może jakieś ozdoby. A „handmade” ma praktycznie takie same znaczenie jak DIY, przy czym nie koniecznie namawia do tego by samemu coś zrobić, a raczej pokazuje, że ta konkretna rzecz nie została wyprodukowana w fabryce czy nie używano do jej stworzenia powtarzalnych, zlecanych maszynom zadań. Skoro zostało zrobione ręcznie, to zapewne nie jest aż tak doskonałe, ale za to bardziej zindywidualizowane.

I jak IKEAhacking

Meble szwedzkiej IKEI od zawsze idealnie nadawały się do poprawiania, przerabiania, przemalowywania, łączenia w zaskakujące konfiguracje lub wręcz do całkowitej zmiany ich przeznaczenia. I przez lata ludzie tak robili. Pewna Amerykanka Jules Yap zafascynowana DIY założyła bloga o meblach tej sieci. Dostawała tak dużo zdjęć przeróbek, że w połowie 2013 roku zdecydowała się na zakup domeny IkeaHackers.net. Opublikowane są już na niej setki inspiracji z całego świata. Niestety IKEA zamiast ucieszyć się z takiej reklamy pozwała kobietę za wykorzystanie nazwy firmy, co miało być nadużyciem prawa własności intelektualnej. Wizerunkowo nie był to jednak najlepszy krok więc ostatecznie z pozwu szwedzki gigant się wycofał. Blog Yules działa więc dalej, a sama firma zaczęła wręcz wypuszczać serie mebli przygotowanych do przerabiania. Majsterki też uwielbiają  IKEAhacking więc bardzo nas to cieszy.

M jak Martha

Oczywiście Martha Steward. Martha jest Królową. Nikt jak ona nie potrafi gotować, szyć, robić w drewnie, zastawiać stołów, przygotowywać ozdób, naprawiać mebli… I co najważniejsze nikt jak ona nie potrafi tego uczyć. Martha robi to od kilku dekad. A co najważniejsze idzie z czasem i od lat aktywnie działa także w internecie:

ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode




Zbiła na tym majątek, dorobiła się ogromnego DIY-imperium z książkami, magazynami i programami telewizyjnymi. Owszem trafiła też do więzienia za utrudnianie śledztwa w sprawie nielegalnego wpływania na kurs akcji, ale i tak opinia publiczna jej to wybaczyła. Bo wszyscy kochają Marthę, w końcu dzięki niej piękniej żyją miliony ludzi. A jak by tego było mało, to jej panieńskie nazwisko – Kostyra wskazuje, że z pochodzenia jest Polką.

Wprawdzie w ostatnich latach zaczęła jej wyrastać spora konkurencja ale i tak jest Martha niedoścignionym wzorem w kreowaniu DIYtrendów.

My też byłybyśmy zdolne, jak Max i Caroline z 2 Broke Girls, zakraść się na bal i czatować w toalecie byle by się z nią spotkać i byle by powiedziała „Majsterki”! 😉

M jak Meakeover

Remont, stylizacja, przemeblowanie, przeróbka, poprawka… Znowu angielski odpowiednik jest trochę szerszy niż polskie określenia. Dotyczy nie tylko poprawiania czy zmienia wyglądu mieszkań czy domów, ale także dawania drugiego życia ubraniom, śmieciom, choćby elektrośmieciom, renowacji antyków czy całkiem odmieniania przeznaczenia przedmiotów. Jak choćby w naszych paterach zrobionych z talerzy i świeczników.

R jak Recycling

Odnosi się oczywiście do przetwarzania śmieci. Dosłownie traktowany oznacza odzyskiwanie z nich materiałów, które nadają się do wyodrębnienia i pod wpływem chemicznej obróbki do ponownego wykorzystania. My jednak traktujemy go troszkę szerzej. Bo czyż nie jest także pro-ekologiczne zamiast oddania na makulaturę starych gazet użycie ich do ozdobienia komody? Od recyclingu wzięły się też takie zjawiska jak reuse (ponowne użycie), czy reduce (zmniejszenie użycia) – oba propagujące bardziej zrównoważone życie, z mniejszą, rozsądniejszą konsumpcją.

T jak Tutorial

Poradnik? Samouczek? Artykuł „krok po kroku”? Połączony oczywiście ze zdjęciami lub krótkim filmikiem. Na takie poradnicze materiały od pewnego czasu jest prawdziwy internetowy boom. Zresztą nic dziwnego, kto odpowie szybciej na pytania: jak, dlaczego, po co, czego potrzeba… niż Google 🙂

U jak Upcycling

Od razu wyjaśnijmy sobie: nie nie ma dobrego polskiego tłumaczenia. Długo myślałyśmy i wykoncypowałyśmy, że może najfajniejszym odpowiednikiem były by „przetwory”. Tak zresztą nazywa się projekt, który już od 2006 roku promuje ideę upcyclingu w codziennym życiu i designie na warszawskiej Pradze. Na naszym blogu takie upcyclingowe projekty nazwałyśmy „Przeróbki” bo traktujemy tę kategorię troszkę szerzej niż recycling czyli po prostu przerabianie śmieci. Upcyclingiem może broszka z mikroprocesora, filcowy abażur czy stolik z palety.

Z jak ZPT

Czyli niegdysiejsze Zajęcia Praktyczno-Techniczne. Urodzonym po 1986 roku podpowiadamy – to były lekcje (przez jakiś czas nie tylko podstawówkach ale i w liceach i to obowiązkowo 3 godziny tygodniowo) na których uczono wszystkiego: od przyszywania guzików, poprzez haft, piłowanie, lutowanie, zrobienie sałatki, upieczenie ciasta, wykonanie karmnika, na rysunku technicznym kończąc. Jak widać, idealnie wpisywały się one w ideę DIY.

Niestety rząd wprowadzając pod koniec lat 90. reformę szkolnictwa i gimnazja zdjął ze szkół obowiązek prowadzenia takich zajęć, na ich miejsce wprowadzając informatykę. Wiadomo trzeba było iść z duchem czasu. Po latach okazało się jednak, że szkolne lekcje informatyki niespecjalnie wiele z informatyką miewały wspólnego, za to dzieciaki przestały w szkołach zdobywać umiejętności naprawdę potrzebne na co dzień.  Dziś coraz więcej podstawówek znowu chce uczyć dzieci majsterkowania (tak, właśnie tak to nazywają).

Wasze M.

0 Udostępnij