Szkoda, że nie znam czeskiego, choć do tego narodu i ich języka pałam miłością wielką od czasów dzieciństwa, kiedy po raz pierwszy obejrzałam „Krecika” i „Hoří, má panenko!” czyli „Pali się, moja panno”, fenomenalną tragikomedię Milosa Formana. Niestety poza „ahoj”, „pozor” i „dachový obsraněc” (po polsku gołąb) więcej słów po czesku nie kojarzę.
Dlatego nie napiszę wam pełnokrwistej sylwetki Stanislava Lachmana, nieżyjącego już czołowego dizjanera bratniej republiki. Nie mam wątpliwości, że człowiek, który zaprojektował suszarkę w kształcie pistoletu laserowego i żelazko Eta 211 z największą wtedy na świecie stopą grzewczą, którą można było bezpiecznie prasować w obie strony, oraz „samochód kolejowy” dla Stalina, musiał być niezwykle ciekawą postacią.
W swojej karierze Lachman stworzył około 1200 przedmiotów – m.in. odkurzacze, piekarniki gazowe, a nawet gniazdka i baterie wodociągowe – z czego większość trafiała masowo pod strzechy. Może trzeba podsunąć to nazwisko Mariuszowi Szczygłowi, żeby o Lachmanie napisał w trzeciej części z serii książek zainspirowanych odwiedzinami u naszych sąsiadów (zielonego pojęcia nie mam czy trzecia część czechofilskich reportaży jest w ogóle w planach, ale zawsze można pomarzyć) 🙂
Zanim to jednak nastąpi prace Lachmana i jego kolegów po fachu możecie obejrzeć w Warszawie. Do końca września w Domu Spotkań z Historią trwać będzie wystawa poświęcona czechosłowackiemu dizajnowi. Wiem, określenie czeski dizajn, brzmi dla statystycznego Polaka prawie jak czeski film. Ale warto się wybrać do DSH, by się przekonać, że czeskie wzornictwo, podobnie jak kinematografia mają perełki, które nas zachwycą.
Wystawa „Czechosłowacki dizajn. Od Expo 1958 do inwazji 1968” jest autorskim projektem łomunieckiego kolekcjonera Jana Jeništy i skupia się wokół „stylu brukselskiego”. Nazwa wzięła się od sukcesu na Expo 1958 w Brukseli, gdzie czechosłowacki pawilon triumfował. Wygrał nawet z typowanym na zwycięzcę pawilonem radzieckim.
Zobaczycie tu największe skarby czechosłowackiego wzornictwa. Zarówno wspominane żelazko ETA 212 i suszarkę do włosów produkowaną przez niemal 40 lat, jak też krzesła tramwajowe projektu Miroslava Navrátila i ulubione plastikowe zabawki projektu Libuše Niklovej. Co ciekawe zabawki powstały dzięki wykorzystaniu plastikowej harmonijki, produkowanej pierwotnie jako mieszek do spłuczki klozetowej.
Na wystawie można też znaleźć okładki książek (m.in. pierwsze wydanie „Żartu” Milana Kundery), czasopisma, plakaty do filmów czeskiej Nowej Fali, koperty płyt gramofonowych.
Jest reż szkło prasowane i „ogórek”.
Podwozia słynnych autobusów Jelcz 043, które jeździły prze dekady po polskich szosach sprowadzano z Czechosłowacji. Wszystko osadzone w historycznym kontekście.
Śpieszcie się, bo wystawa będzie otwarta dla zwiedzających jeszcze tylko do 1 października. Naprawdę warto!