Wystarczyły trzy dni wirtualnych poszukiwań, by odnaleźć tajemniczą parę ze zdjęć. Równo tydzień temu zainicjowałyśmy akcję poszukiwawczą właścicieli biurka, które przygarnęłyśmy z grochowskiego śmietnika i ukrytych w nim fotografii. Dzięki Wam udało się ich namierzyć. Kim są? Co robią? Jakie historie skrywa ponad półwieczne biurko? Wszystko już wiemy!
Pewnie w Amsterdamie, Kopenhadze, czy w takim Paryżu nikt nad takim meblem by się nie pochylił. Niczyjego serca by nie poruszyło. Nawet i w Warszawie, coraz bardziej rozkochanej w designie sprzed 50-60 lat ten zwykły mebelek nie jest rozrywaną perła. Nie jest to w końcu projekt ani Chierowskiego, ani Hałasa, ani Modzelewskiego, czy innych, na nowo odkrywanych projektantów z epoki PRL-u.
Nie, jest to taki zwykły produkcyjniak pokryty fornirem. Dwie szczupłe nóżki, a z drugiej strony zamiast nóg, szafeczka z małymi szufladkami. Na bank, gdzieś widzieliście już podobny mebel. Może miał blat przykryty szybą a pod nią zdjęcia i pocztówki? A może był poobklejany naklejkami z gum Turbo, z albumów z piłkarzami czy innymi skarbami z dzieciństwa?
Nam mignęło w bocznym lusterku samochodu w drodze na zakupy. Takie niepozorne, wciśnięte pod ścianą grochowskiego bloku.
– Widzisz? Tam pod budynkiem to chyba biurko. Bierzemy? – pyta Alicja. Nie jesteśmy przekonane, bo czasu mało, czekają nas duże zakupy, jest gorąco, a samochód chyba za mały, by wpakować do niego takie gabaryty…
– Zobaczmy, może warto – ustalamy.
Rzucamy okiem, decyzja zapada szybko: pakujemy! I zaczyna się…. W wielkim skrócie: łamiąc wszelkie prawa fizyki biurko weszło do osobówki, dzięki męskiemu ramieniu zostało sprawnie wniesione do pracowni i bardzo szybko, jak na nasze standardy, czyli już po niecałym miesiącu, trafiło na warsztat.
I tu historia biurka ze śmietnika właściwie mogłaby dobiegać końca, gdyby nie pożółkła koperta, która nagle wypadła z magicznego schowka.
– Dolary! Albo może przedwojenne obligacje! Wreszcie będziemy bogate!
W kopercie zamiast skarbu jest jednak kilkanaście czarno-białych fotografii. Szczuplutka, dziewczęca blondynka w orientalnej, hipisowskiej bluzce i przystojniak w mundurze. Może narzeczeni, lub młode małżeństwo… I jeszcze kilka mniejszych zdjęć, w tym jedno seksowne, z parą (chyba tą samą) gorąco całującą się w lesie.
Biurko, jasna sprawa, stare a więc zalegało gdzieś w mieszkaniu, to się go pozbyto. Ale fotografie? To musiał być przypadek, że wylądowały na śmieciach. Zwłaszcza, że koperta była tak ukryła, że nie wypadła ani przy wsadzaniu mebla do samochodu, ani przy jego wnoszeniu po schodach, ani przy przestawianiu go po pracowni. Na pewno komuś, bohaterom zdjęć, albo ich rodzinie, będzie szkoda utraty takiej pamiątki. Długo się nie zastanawiałyśmy. Właścicieli trzeba poszukać. A nuż się uda.
Wrzuciłyśmy ogłoszenia na Facebooku, Instagramie i na Twitterze. I zaczęło się męczenie znajomych, zwłaszcza tych z Grochowa, czy któryś z nich przypadkiem pary nie rozpoznaje. Może to sąsiedzi, daleka rodzina, znajomi? W niedzielny poranek wrzuciłyśmy informację i gorącą prośbę o pomoc w poszukiwaniach. Początkowo wieści rozchodziły się powoli, leniwie, ale w poniedziałek posypały się udostępnienia.
Przez cały czas zastanawiałyśmy się, kim może być para ze zdjęć. Szczególnie, że właśnie trwały prace nad renowacją biurka. Za każdym maźnięciem żrącym żelem do usuwania powłok, skrobnięciem cykliną czy gorącym powiewem opalarki zżywałyśmy się z tym meblem. Z jednej strony psiocząc na wysoki połysk, tak trudny do usunięcia, a z drugiej zastanawiając się nad jego przeszłością.
I gdy już zaczęłyśmy tracić zapał i siły do dalszego czyszczenia oraz nadzieje na odnalezienie bohaterów zdjęć nagle na naszym Facebooku pojawiła się taka wiadomość: „Hej, witajcie:) To moi rodzice i biurko mojego taty. Byłam przekonana ze dobrze przejrzałam je przed wyrzuceniem ale widać nie…🙁 PS. mój tata bardzo się ucieszył, że napisałyście „przystojny.”
Wreszcie wiemy: dziewczyna na zdjęciu to Kasia. Chłopak to Paweł, w mundurze bo dostał przepustkę z wojska. Wcielono go do niego wraz z wybuchem stanu wojennego. Jako mechanik lotnictwa nie dał rady wykręcić się i trafił do pułku lotnictwa myśliwskiego w Babich Dołach. Jest 1983 rok. Paweł i Kasia znają się od kilku lat, są narzeczonymi, rok później wezmą ślub, a dwa lata później urodzi im się córka, Ania. To ona przyprowadzi rodziców do naszej pracowni.
– Wchodzę do pracy we wtorek, a tu koleżanki jakieś takie ucieszone, roześmiane mówią mi, że chyba sławny jestem, że moje zdjęcia są w internecie. Pokazały, ale początkowo myślałem, że to Ania lub ta oto moja koleżka, bo ja tak o żonie mówię, wrzuciły coś na Facebooka czy na bloga żony. Inna znajoma z pracy zaś pokazała mi zdjęcie biurka i pyta czy to moje? Patrzę rzeczywiście moje. Moje stare, pierwsze biurko – pan Paweł opowiada z pasją.
– Wiecie, z tym biurkiem to cała przeprawa była. Mam mieszkanie po rodzicach, to taka malutka kawalerka, 36 metrów kwadratowych, więc niewiele się tam mieści. I choć uwielbiamy stare meble, bibeloty, różne takie cuda, to jednak to biurko już dawno temu powędrowało do piwnicy. A gdyby nie sprzeciw taty, to pewnie dużo szybciej bym je wyrzuciła. Aż wreszcie kiedyś, trochę mimochodem, zgodził się je wyrzucić. Przy wiosennych porządkach zadzwoniłam do mamy skonsultowałam się i wystawiłam je przed blok. Obie uzgodniłyśmy, że lepiej jednak nie mówić o tym tacie. Jeszcze zmieni zdanie i znów zaprotestuje? Wcześniej dokładnie przeglądałam czy nic tam nie zostało – opowiada Ania i dodaje, że gdy biurko szybko zniknęło sprzed domu miała cichą nadzieję, że zabrał je ktoś, komu jeszcze posłuży, a nie porąbie na opał.
– I nagle, miesiąc później, biurko powraca do świata żywych. W internecie. To dopiero chichot losu – śmieje się Ania. – Gdy zadzwonił tata z pytaniem o to biurko, byłam pewna, że jest zły za to, że je wyrzuciłam. Oberwało się ode mnie mojemu chłopakowi, który je wyniósł – dodaje ze śmiechem.
Ale tata wcale nie był zły, choć – jak przyznaje pani Kasia, pojawiły się pewne obawy. – Jak zobaczyłam te zdjęcia to przeraziłam się jednego, że w tej kopercie może być więcej fotografii z wypadu do lasu w Pomiechówku, bo to na którym się całujemy i tak jest najgrzeczniejsze – ze śmiechem wyznaje nasza bohaterka I cała taka jest: z poczuciem humoru, dystansem, świetnym okiem do wypatrzenia szczegółów, potencjału w starych wydawać by się mogło, nieciekawych przedmiotach. Prowadziła nawet własnego bloga – trochę o podróżach, trochę o języku i o rękodziele – kaprysnik.blogspot.com. Zawiesiła go jakieś dwa lata temu, choć obserwując, jak z pasją opowiada o swoim hobby, uznałyśmy że stanowczo powinna do niego powrócić.
Cała trójka z błyskiem w oku opowiadała nam o starych meblach, które kolekcjonują, a nawet odnawiają, o książkach, o porcelanie, o pamiątkach po rodzicach i dziadkach, których nie potrafią się pozbyć, nawet jeżeli już brakuje na nie miejsca. – Nie wykluczone, że mamy gdzieś rachunek za to biurko, bo mój ojciec wszystkie takie dokumenty zbierał – mówi pan Paweł.
– Ja to w pewnym momencie wręcz uzależniona byłam od grupy Uwaga, śmieciarka jedzie. Nic tylko na okrągło sprawdzałam, czy ktoś nie wyrzucił czegoś, co by mi się do urządzenia mieszkanie nie przydało – śmieje się Ania. Do czasu…
– Ja muszę to opowiedzieć! – przerywa jej ojciec. Dziewczyna z mamą przewracają oczami, a pan Paweł kontynuuje. – Dzwoni do mnie córka w środku dnia, że fotel, że piękny, designerski, stoi gdzieś tam na śmietniku i trzeba teraz koniecznie go zabrać, bo na pewno zaraz ktoś inny go zwinie. Ja w pracy, ale skoro córka prosi, to pożyczyłem firmowe auto dostawcze i jadę pod wskazany adres. A tam, no za przeproszeniem, ale ktoś nasrał na ten fotel – śmieje się mężczyzna.
– I tyle, było ze śmietnikowej zdobyczy – rozkłada ręce Ania.
Na szczęście w biurku, które wystawiła na śmietnik, jedyną niespodzianką, jaką znalazłyśmy były zdjęcia. Oglądamy wspólnie mebel, już przez nas oczyszczony i powoli malowany. – O! Widzicie tu panie, w szufladce, ten wydłubany kawałek? Ja to biurko w 1965 roku dostałem od taty. Kupiono je w sklepie meblowym na Siennickiej, róg Grochowskiej, który zresztą działa do dziś niedaleko waszej pracowni i mieszkania, w którym wtedy mieszkaliśmy. A dostałem je jako uczeń pierwszej klasy. I jak to dzieciak coś tak sobie wydłubałem w drewnie z nudów. Dostałem wtedy takie manto od ojca, że już nigdy nic w tym biurku nie zniszczyłem. Ono mi potem przez dekady służyło – wspomina pan Paweł i opowiada jak ten mebel w małym mieszkanku był ustawiony, by w ogóle się zmieścić, o tym, że jego tata specjalnie meble zamówił pod wymiar, by jakoś w mini pokoiku upchnąć łóżko dla syna i regał. Słuchamy opowieści o tym, że blat, który jest w świetnym stanie i wymagał tylko doczyszczenia okazał się być tak dobrze zachowany dzięki temu, że przykryty był szkłem.
– Na początku jak się dowiedziałem to było mi szkoda, że Ania je wyrzuciła. Ale właściwie dobrze się stało. Teraz zyska nowe życie zamiast stać w piwnicy – słyszymy od naszego bohatera.
Odnowione biurko z geometrycznym wzorem zostało jednym z 33 projektów naszej książki (jak powstawała nasza książka i co w niej znajdziecie, piszemy TUTAJ >>>>) Renowację krok po kroku wraz z efektem końcowym, pokazujemy TUTAJ >>>
Wasze M.