Przełom października i listopada upływa nam co roku pod tym samym hasłem: czy wypada brać udział w czczeniu niepolskiego, kultywującego satanistyczne wątki i spłycającego kwestię śmierci Halloween???
W końcu przecież „This is Poland!” My mamy Dziady, Wszystkich Świętych i Zaduszki, a nie jakieś tam amerykańskie „halołiny”. Dobra, a więc wszystkich przeciwników tego zamerykanizowanego święta, w tym kuratora oświaty z województwa kujawko-pomorskiego, ostrzegamy: nie czytajcie dalej, to nie jest wpis dla Was! Bo my tam Halloween lubimy 🙂
Za to, że można być dorosłym, poważnym i poukładanym (no, powiedzmy trochę poukładanym) ale mimo to przebrać się i przygotować szalone ozdoby. A co tam!
Lubimy je także za to, że to tak naprawdę jest święto popkultury! A przyznajcie się: nie oglądacie horrorów, nie słuchaliście bajek o Twardowskim, Borucie i Rokicie w dzieciństwie, nie czytaliście Sapkowskiego i jego Wiedźmina czy legendy o polskich białych damach, upiorach i wąpierzach? (dla niezortientowanych, wąpierz to słowiański wampir).
Przecież Halloween nie musi być wcale takie bardzo amerykańskie. Mamy nasze własne świetne legendy, opowieści, wiedźmy, zjawy i strachy. Dlaczego by ich trochę nie odkurzyć i nimi nie postraszyć? Wsztsko dla zachowania zdrowia psychicznego w świecie, który na co dzień straszy znacznie bardziej poważnymi demonami?
I w takim właśnie klimacie szykujemy tegoroczną halloweenową imprezę. Będą oczywiście lampiony z dyni! Zresztą pochodzące wcale nie ze Stanów Zjednoczonych, tylko z Irlandii, bo to tam tradycyjnie jeszcze z celtyckich czasów drążono rzepę, buraki czy brukiew i wstawiano w nie świecę tak by udawały błądzące dusze. Nasze tegoroczne dynie to sporo klasyki. A jak takie cudeńka wyciąć krok po kroku pokazujemy >>>>TUTAJ.
Klasyki, bo tak właśnie wyglądają straszne lampiony nazywane Jack O’Lantern, nazywane tak od irlandzkiego spryciarza Jacka, który za życia wykorzystywał każdą okazję do wzbogacania się. Pewnego dnia Jack spotkał diabła, który zaproponował mu bogactwo za duszę. Gdy diabeł przybył, by zabrać to co mu się należało, mężczyźnie podstępem udało się uwięzić demona. W końcu jednak i na skąpca przyszła pora, umarł to 31 października. Nie mógł oczywiście wejść do nieba, bo za dużo nagrzeszył. Do piekła też miał zamknięte drzwi za to jak zażartował z diabła. Zostało mu błąkanie się po ziemi aż do dnia sądu ostatecznego.
Coś nam ta opowieść przypomina nie? My mamy Pana Twardowskiego, który też z diabłem bawił się w ciuciubabkę. A to ukrywał się przed nim na księżycu (widzieliście już fenomenalną nową wersję tej legendy by Allegro?) a to do Karczmy Rzym uciekał.
A, że mamy w naszej słowiańskiej okolicy więcej strasznych kierunków to w ramach ozdoby można zrobić taki oto horrorowy znak drogowy.
Jest bardzo prosty do zrobienia: wystarczy stara paleta, młotek z łomem, piła do drewna, gwoździe i farby! Nam najbardziej obecnie marzy się wycieczka do Moskwy śladami „Mistrza i Małgorzaty”. Ale na naszej imprezie znak drogowy pomoże gościom, by na rozdrożu wybrali odpowiedni kierunek i zamiast w szpony diabła, trafili w nasze, majsterkowe ręce.
Ręce, które oczywiście zawczasu przygotują inne straszne ozdoby. Bo nie ma co się oszukiwać, jak urządzać imprezę na Halloween to tylko z własnoręcznie przygotowanymi straszydłami!
Duchem z gazy i kleju wikolowego:
Świecącymi czarnymi kotami:
Albo kotem z dyni:
Czy krwawymi świecami:
I oczywiście głową naszego biednego Reżysera Karola w słoiku:
Przyznajcie: trafi się inna okazja by bezkarnie porobić takie kiczowate cudeńka?
Wszystkim niezdecydowanym polecamy zaś ubiegłoroczny news z AszDziennika, o tym jak rodzice ateiści też zażądali skasowania Halloween w szkołach, bo w końcu przecież „Święto to promuje szkodliwą wiarę w życie po śmierci”. Dzieci nie powinny wzrastać w przekonaniu, że będzie jakiś dalszy ciąg”.
Namówiłyśmy Was? A więc jeżeli szykujecie własną imprezę w tym klimacie to oczywiście wskoczcie na YouTube.Tam już jest filmik z wydrążania dyń, a za chwilę pojawi się kolejny o przygotowaniach do tego, buhahahhahahaha strasznego święta!