Majsterkuj jak dziewczyna! I nie składaj parasolek!

Przypominamy nasz wpis sprzed dwóch lat. Bo dziś, w dniu gdy do Sejmu ponownie trafił projekt prawa zakazującego aborcji – nawet w drastycznych przypadkach – powinnyśmy szczególnie mocno pokazać, że nawet w środku pandemii nie ma zgody na to, by odbierać nam nasze prawa. Za długo i za ciężko tyle pokoleń kobiet o nie walczyło! 

„Gdybym miał cycki to bym nie heblował” – tak kilka tygodni temu poradził nam pewien męski mężczyzna. Inny napisał nam, że tym naszym amatorskim majsterkowaniem „naplułyśmy mu w twarz”, bo gdybyśmy nie były kobietami, to „nie dostałybyśmy” dotacji na pracownię, na działalność i promocji przez tajemniczych sponsorów.

Nie nie przejęłyśmy się. Zmiany społeczne zawsze wywołują opory grup, które tracą uprzywilejowaną pozycję.

Time’s up na poważnie

A z taką, coraz poważniejszą, zmianą mamy właśnie do czynienia. Ruch feministyczny wchodzi na nowy szczebel. Prawa wyborcze mamy już od stu lat, równouprawnienie na rynku pracy (w sensie prawa do pracy) przyszło wraz z końcem II Wojny Światowej, walka o równe wynagrodzenia z gorszym bądź lepszym skutkiem trwa od lat 70. Oczywiście wciąż w tle są kwestie dostępu do antykoncepcji i opieki medycznej dla kobiet czy szklanego sufitu i prawa do przerywania ciąży.

Ale niespodziewanie to kwestie rodem z XIX-wieku na nowo rozbudzają największe emocje. Na tapetę trafiła przemoc tak fizyczna, werbalna jak i ekonomiczna oraz to, by bycie kobietą przestało być postrzegane w kategoriach jakiegoś ograniczenia, bycia gorszym czy słabszym.

Czarne marsze, #meetoo, ruch „time’s up” to wszystko efekt prostego zjawiska: połowie światowej populacji po prostu się ulało. Bo ile można znosić sytuację, w której wynagrodzenia kobiet i mężczyzn wciąż nie są równe? Gdy przemoc seksualna jest ścigana jest z żałosnym skutkiem? Gdy „bycie babą” jest na zmianę używane jako wyznacznik czegoś gorszego, ośmieszającego tudzież, jak u naszego hejtera, dowód na to, że wszystko w życiu dostało się na tacy?

I nie jest tak, że to jakiś krótkotrwały trend, że pooburzamy się i wrócimy za chwilkę do codzienności. Czyli mniejszych emerytur niż mężczyźni. Walki o miejsce w przedszkolu dla dzieci. Co jest niezbędne, by pracować bo inaczej ta nasza emerytura będzie jeszcze mniejsza. Pracy, w której szef może sobie pozwolić na komentarze w rodzaju „co jesteś taka zła, czyżby syndrom napięcia przedmiesiączkowego?”.

Te problemy nadal są aktualne i na pewno długo jeszcze tak pozostanie. Ale jednak nie przesłaniają faktu, że równolegle umacnia się pozycja i samoświadomość kobiet.

78 proc. nie może się mylić

Skąd taka pewność, że mamy do czynienia z poważną zmianą? Bo zauważyły ją duże firmy, ich działy marketingowe i sprzedażowe.

Pamiętacie taką kampanię sprzed kilku lat #LikeAGirl od Always? Tą co piętnowała wyśmiewanie dziewczynek, że biegają czy robią cokolwiek innego „jak baby”.

https://youtu.be/XjJQBjWYDTs

Niedługo później Netflix zaczął reklamować swoje produkcje, takie jak The Crown, Orange is the new black, The Unbreakable Kimmy Schmidt, House of Cards hasłem „She Rules”. Czyli „Ona rządzi”. Microsoft zaczął zapewniać, że Girls do Science czyli, że dziewczyny, też spełniają się w naukach ścisłych.

A to był dopiero początek. Barbie – chyba ciężko na bardziej streotypizującą zabawkę – też ruszyła z taką kampanią!

ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode




Pojawiły się w niej dziewczynki, które wcale nie marzą o byciu księżniczkami czy modelkami, ale chcą być wykładowczyniami, paleontolożkami, businesswomen czy lekarkami weterynarii. Jednak to spory skok od zabawki, która w połowie lat 60. pojawiła się z dołączoną książeczką „Jak schudnąć”. Książeczką, która zawierała tylko jedną radę – „Nie jedz!” i różową wagą łazienkową, która zawsze wskazywała zaledwie 50 kg do lalki.

Co więcej, trzy lata temu narodził się projekt Barbie Shero, którego nazwa to połączenie żeńskiego zaimka osobowego „she” czyli „ona” i wyrazu „hero”, czyli „bohater”. Tytuł Barbie Shero otrzymują silne i niezależne kobiety, które nagradzane są lalką zaprojektowaną na ich podobieństwo”. A  Polską Barbie Shero została w tym roku uhonorowana Martyna Wojciechowska, dziennikarka, podróżniczka i himalaistka, która przemierza świat w poszukiwaniu nietuzinkowych kobiet i granic własnych możliwości.

Jeszcze dalej poszło Gilette, które rok temu wypuściło kampanię przekonującą, że nie wystarczy wspierać kobiety. Trzeba zacząć od tego, jakie wzorce przekazuje się chłopcom. A te „najlepsze dla mężczyzn” to stanowczo nie są seksistowskie, pełne wsparcia przemocy stereotypy obowiązujące przez dekady.

ARVE Error: Mode: lazyload not available (ARVE Pro not active?), switching to normal mode




Skąd takie nagłe zainteresowanie mocnymi kobietami i ich aspiracjami? Nie ma co się oszukiwać, stoją za tym oczywiście pieniądze. Nasze pieniądze.

Portmonetki rządzą

Z raportu wydanego przez Ernst&Young wynika, że w 2028 roku kobiety będą kontrolowały 75 procent światowych wydatków. Procent ten przekłada się na odpowiednio duże kwoty, które mogą wpłynąć do budżetu firmy, dlatego też kobiety, jako grupa docelowa zaczęły być poważniej traktowane.

Jak bardzo zmienia się postrzeganie kobiet i ich aspiracji z marketingowego punktu widzenia?  Pokazuje to kolejny krok Netfixa. W tym roku z okazji Dnia Kobiet serwis streamingowy nie daje kolejnej przesłodzonej komedii romantycznej, tylko odpala światową premierę nowego sezonu Jessiki Jones. Serialu o pijącej, bijącej, walczącej z demonami (zarówno tymi z własnej przeszłości, jak i tymi wokół) twardej babki. I co więcej, reklamuje go hasłem „Fight like a girl„. I nie jest to ironiczne hasło, bo kobiety muszą sobie wywalczyć mocniejszą pozycję.

W pierwszym odcinku tego serialu jest taka scena: Jess próbuje śledzić podejrzanego typa ale schody tarasuje lodówka nowych sąsiadów, którzy właśnie wprowadzają się do budynku. Przystojniak, który ją postawił najpierw próbuje sam ją przestawić, potem woła kumpla, który udaje, że nie słyszy. Wreszcie Jessica przewraca oczami, wzdycha i sama ją przestawia.

W angielskim nie funkcjonuje ten znany u nas i jakże „błyskotliwy” bon mot o feminizmie, który kończy się, gdy trzeba wnieść lodówkę na drugie piętro. Ale coś czujemy, że chyba twórcy tego serialu musieli o nim jednak słyszeć, bo tak celnie powiedzonko storpedowali.

DIY jak chcesz 

No dobra, ale gdzie w tym wszystkim jest majsterkowanie? Tak naprawdę w samym środku całej zmiany. Jej ogromną częścią jest nie tylko walka ze stereotypami, ale także samoświadomość, że możemy, potrafimy i jak tylko zechcemy, to wszystko zrobimy.

A na tym przecież polega cała idea ruchu makersów, bez względu na to, czy uczestniczą w niej mężczyźni czy kobiety. W przypadku tych drugich, których jak pisałyśmy jest z roku na rok coraz więcej dochodzi jeszcze konieczność przełamania swoich własnych uprzedzeń i obaw.

Szczególnie tych przed facetami, którzy uwielbiają doradzać i oceniać używając niewybrednych słów –  „gdybym miał cycki, to bym nie heblował”.

Tak więc walcząc o prawa kobiet, walczmy też o prawo do tego, by móc grać w piłkę jak baba, walczyć jak baba i majsterkować jak baba. Przecież jesteśmy babami, więc ciężko byśmy robiły to jak faceci. A cycki w tym ani nie przeszkadzają ani nie pomagają.

Wasze M.

Zdjęcie tytułowe pochodzi z demonstracji w Nowym Jorku w obronie praw kobiet do różnej pracy z mężczyznami. Zrobiono je w 1971 roku.

0 Udostępnij